hej ;))
czas tak szybko leci, że nie ogarniam momentami. kto to wymyślił, żeby doba była taka krótka??
Uporałam się z zleceniem. ufff...niestety oddałam we czwartek rano,bo nanosiłam ostatnie poprawki...ale to już na razie za mną...będa następne, więc juz zbieram siły i się powoli regeneruję....ale oczywiście nie spoczęłam na laurach, bo inne rzeczy tez nie mogą leżeć...w piątek z M. pojechaliśmy do moich rodziców. wróciliśmy w poniedziałek rano...troszkę pospacerowaliśmy, piekłam z Mamą ciasteczka owsiane i szarlotkę...zagrabiałam liście na podwórku, było dużo rozmów, śmiechu itp itd. i tak minął weekend.w poniedziałek miałam wolne...trochę ogarniałam mieszkanie, bo kupiliśmy nowe łóżko...jest o niebo wygodniej, w końcu się wysypiam i nie czuje desek wbijających się w kręgosłup...a kto wie co zrobić ze starym?w sumie to oddałabym gdzieś, ale gdzie?już sie nie nadaje, żeby sprzedawać...i kto nam to zabierze?trzeba jakiś transport skombinować...
wczoraj dzień minął mi na bieganiu z dokumentami, uruchamiamy nowy projekt i miałam starcie z księgową...podła jędza, wydarła się na mnie...bo powiedziałam jej że w piątek nie miała dla mnie czasu i nawet nie zerknęła na moje dokumenty więc teraz niech nie ma pretensji że coś jest nie tak i termin był do wczoraj...tak się po tych słowach wkurzyła, że uderzyła pięściami w stół i krzyknęła, że nie ma obowiązku mnie obsługiwać, bo ma tysiące innych spraw na głowie, a ja przychodzę z pierdołami...z resztą jak zawsze....opowiedziałam to wszystko szefowi, on od razu zadzwonił do niej...i co ?zwaliła wszystko na mnie, że to ja ja zdenerwowałam i pyskowałam...poszłam do niej jeszcze raz, była bardzo milutka...tylko szkoda, że dopiero po interwencji szefa złagodniała....nieważne, kto z czym do niej idzie, chyba najważniejsza jest kultura osobista, której ta pani za grosz nie posiada...przykro mi było, bo szef powiedział na koniec, że nie warto z nimi zaczynać, bo to księgowość i jeszcze nie raz będziemy potrzebowali ich pomocy...
ale oni przecież od tego są!!!ona mi z łaską jeszcze rozlicza fakturę...a mnie traktuje jak ścierkę...szkoda na nią słów...
wkurzyła mnie wczoraj strasznie....dziś już spokój...zabieram się za wyliczenia, muszę wpisać mnóstwo ankiet do systemu...jak wcześniej nie zasnę przed monitorem...
a dieta, ćwiczenia i te sprawy?
jedzonko bez zmian, nie jem słodyczy!!!
ćwiczenia - tylko wieczorem brzuszki i przysiady.
od listopada benefit...
wracam do robótki, miłego dzionka kochane:)
czas tak szybko leci, że nie ogarniam momentami. kto to wymyślił, żeby doba była taka krótka??
Uporałam się z zleceniem. ufff...niestety oddałam we czwartek rano,bo nanosiłam ostatnie poprawki...ale to już na razie za mną...będa następne, więc juz zbieram siły i się powoli regeneruję....ale oczywiście nie spoczęłam na laurach, bo inne rzeczy tez nie mogą leżeć...w piątek z M. pojechaliśmy do moich rodziców. wróciliśmy w poniedziałek rano...troszkę pospacerowaliśmy, piekłam z Mamą ciasteczka owsiane i szarlotkę...zagrabiałam liście na podwórku, było dużo rozmów, śmiechu itp itd. i tak minął weekend.w poniedziałek miałam wolne...trochę ogarniałam mieszkanie, bo kupiliśmy nowe łóżko...jest o niebo wygodniej, w końcu się wysypiam i nie czuje desek wbijających się w kręgosłup...a kto wie co zrobić ze starym?w sumie to oddałabym gdzieś, ale gdzie?już sie nie nadaje, żeby sprzedawać...i kto nam to zabierze?trzeba jakiś transport skombinować...
wczoraj dzień minął mi na bieganiu z dokumentami, uruchamiamy nowy projekt i miałam starcie z księgową...podła jędza, wydarła się na mnie...bo powiedziałam jej że w piątek nie miała dla mnie czasu i nawet nie zerknęła na moje dokumenty więc teraz niech nie ma pretensji że coś jest nie tak i termin był do wczoraj...tak się po tych słowach wkurzyła, że uderzyła pięściami w stół i krzyknęła, że nie ma obowiązku mnie obsługiwać, bo ma tysiące innych spraw na głowie, a ja przychodzę z pierdołami...z resztą jak zawsze....opowiedziałam to wszystko szefowi, on od razu zadzwonił do niej...i co ?zwaliła wszystko na mnie, że to ja ja zdenerwowałam i pyskowałam...poszłam do niej jeszcze raz, była bardzo milutka...tylko szkoda, że dopiero po interwencji szefa złagodniała....nieważne, kto z czym do niej idzie, chyba najważniejsza jest kultura osobista, której ta pani za grosz nie posiada...przykro mi było, bo szef powiedział na koniec, że nie warto z nimi zaczynać, bo to księgowość i jeszcze nie raz będziemy potrzebowali ich pomocy...
ale oni przecież od tego są!!!ona mi z łaską jeszcze rozlicza fakturę...a mnie traktuje jak ścierkę...szkoda na nią słów...
wkurzyła mnie wczoraj strasznie....dziś już spokój...zabieram się za wyliczenia, muszę wpisać mnóstwo ankiet do systemu...jak wcześniej nie zasnę przed monitorem...
a dieta, ćwiczenia i te sprawy?
jedzonko bez zmian, nie jem słodyczy!!!
ćwiczenia - tylko wieczorem brzuszki i przysiady.
od listopada benefit...
wracam do robótki, miłego dzionka kochane:)
mili80
23 października 2013, 22:26No to od listopada znowu zaczniesz swoje aktywne wieczory :) Nie daj się wyprowadzić z równowagi wrednym babskom! :P :*
fijka89
23 października 2013, 12:32Masz rację, czasami czas ucieka strasznie szybko.
Lusiaaaaa
23 października 2013, 10:17Kochana nie przejmuj sie jakimś starym piździskiem ;) Nie ma co! Mysle ze zawsze mozna zmienic ksiegowa jak tej praca sie nie podoba a nie mowic ze bedziemy laski potrzebować. Ktos jej za to raczej placi i czy jej sie chce czy nie powinna Ci kulturalnie obsłuzyć.
OnceAgain
23 października 2013, 09:39Księgowi to już chyba mają to we krwi... dobrze że się nie dałaś :).
Mafor
23 października 2013, 09:06Też miałam taka księgową, po długim czasie udało mi się przekonać szefa że zmiana jest konieczna i od tej pory wszystko jest OK