Ale mnie mój mąż dziś wykończył. Najpierw godzina kijków, potem powrót do domu na obiad. A po obiedzie wyjście na siłownie do parku. Wszystkie mięśnie czuję, ale jak miałam mu odmówić, jak sama go prosiłam, żeby mnie wspierał...
Za parę dni ważenie, już się nie mogę doczekać
Fisiulinienka
23 lutego 2014, 00:03Oooo!!! Brawo dla Was! Razem zawsze raźniej... Ja za to z mężem dziś jadłam ciasto... :-) Upiekłam biszkopt, zarzuciłam go cząstkami pomarańczy, mandarynek i banana i zalałam to galaretką agrestową... ehhh... Pozdrawiam!
sylwiastanek
22 lutego 2014, 18:38to mówisz że mężulek cię sponiewierał:) niezły wycisk zaserwował