Poszliśmy sobie w piątek
na dyskotekę i bawiliśmy
się bardzo fajnie...
W sobotę najpierw graliśmy
w śmiesznym turnieju
gdzie zgarnęliśmy głowne
nagrody:
Mój Chłop za 1 miejsce
A ja za największą ilość
punktów rzuconych 3
lotkami....
Potem znów na dyskoteke
pojechaliśmy. A było
otwarcie nowego lokalu
więc chcieliśmy zobaczyć
jak tam jest, no i znów
fajna zabawa była...
A w niedzielę mieliśmy
jechać na turniej do
Poznania....
No i ja pojechałam jeszcze
do sklepu żeby dzieciakom
zrobić coś na obiad.
Jak wróciłam to Mój
Chłop na mnie naskoczył
że turniej mam sobie
odwołać, bo jest już
ta godzina, że nigdzie nie
pojedziemy...
Nadarł się na mnie jak nie
wiem co...
A ja w takich sytuacjach
robie tylko jedno...
Zaczynam ryczeć...
No i niestety nigdzie nie
pojechaliśmy, ja cały
wieczór ryczałam po kątach
a Chłop zabrał dupę
w troki i wybył.
Nawet nie wiem dokąd...
Wrócił o północy po wódce.
Nie odzywam się do niego.
I taki miałam weekend...
Ja nie wiem w czym był
ten problem, chyba w tym
że jemu się po prostu
nie chciało jechać.
Tylko że to można było
normalnie powiedzieć
a nie z wrzaskiem...
Cholera!!!