Zerknęłam niechcący w archiwalne zapiski programu do liczenia kalorii i... coś mi się kazało zastanowić...
W I połowie sierpnia przez większość czasu dość intensywnie ograniczałam kalorie i dość intensywnie jeździłam na rowerze oraz pływałam.
A w II połowie sierpnia wpadłam w jedzeniowy ciąg, którego przyczyn, jak mi się wydawało, ustalić nie potrafiłam.
Czyżby organizm upomniał się o swoje z nawiązką?
Nawiązka wyniosła 3kg ponad to co na początku sierpnia... (Teraz ważę 85 kg)
I jak tak sięgam pamięcią wstecz, to faktycznie wielotygodniowe a nawet wielomiesięczne jedzeniowe ciągi pojawiały się u mnie po wielodniowych lub wielotygodniowych ograniczeniach kalorycznych (nawet, jeśli było to tak reklamowane tysiąc pięćset kalorii). Często początek ciągu powodowała wprawdzie jakaś przewlekła, trudna sytuacja emocjonalna, ale chyba ZAWSZE taki jedzeniowy ciąg pojawiał się bezpośrednio po ciągu jedzeniowych wyrzeczeń. Sytuacja emocjonalna była tylko zapalnikiem, ale paliwa do głodomorrowego ciągu wydaje mi się dostarczała moja fizjologia: organizm odrabiał straty. Czasem Głodomorra przychodził powoli, niemal niezauważenie, czasem napadał nagle.
Jak wybrnąć z tego pierdzielonego błędnego kręgu?!
Nawet kiedy próbuję jeść normalnie i zgodnie z zaleceniami (2200 kalorii i posiłki co trzy godziny) to i tak zdarza mi się zajadanie emocji (patrz ostatnia notka). Zajadam emocje -> dupa rośnie. Skoro rośnie, to trzeba jakoś chociaż lekko to skorygować. Jak? No albo ograniczam jedzenie albo więcej się ruszam. W obu przypadkach powstaje deficyt energetyczny. Ale wtedy organizm upomina się o swoje i k...wa nadrabiam z nawiązką.
Nadmieniam, że metoda "nie licz kalorii i przestań się ważyć" też powoduje wzrost wagi.
Może spróbuję zmniejszyć te ujemne różnice w bilansie energetycznym, tak żeby były minimalne? Może to coś pomoże?
JAK KIEDYŚ OGARNĘ CO Z TYM GÓWNEM ZROBIĆ, TO SAMA SOBIE NOBLA WRĘCZĘ.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
kokosowa1000
9 września 2014, 11:41To będzie jak najbardziej zasłużony Nobel:)Ja jestem właśnie na etapie - nie waż się bo to boli ;)
SLIM2BE
8 września 2014, 12:16U mnie dokladnie jest tak samo. Niestety tez nie znam recepty:-(
annarenusch
7 września 2014, 22:39Popieram luckaaa. Więcej białka w diecie pomaga poskromić głód. Polecam tłuste ryby (makrela, łosoś). Borykałam się z problemem ciągłego głodu i właśnie zwiększenie ilości białka mi pomogło. Jak mnie ciągnie na słodkie to robię sobie kawę z dużą ilością słodzika. Życzę powodzenia i wytrwałości!
luckaaa
7 września 2014, 21:12Probowalas wyrzucic wegle proste z diety , ograniczyc generalnie ilosc weglowodanow i jesc Je tylko do poludnia np kromka chleba ziarnistego i ryz zamiast kartofli, a za to dodac wiecej bialka , ktore syci ? I tu mam na mysli nie jakies twarozki pierdzioszki , tylko chude mieso , ryby , maslanka ?
Ja-Ogrzyca
11 września 2014, 16:56Coś jest na rzeczy z tym białkiem, bo kiedy jest go w moim menu więcej, to faktycznie dłużej odczuwam sytość. Zgadzam się z Tobą w tej kwestii.
Magdalenananie
7 września 2014, 21:03Mniejsze zapasy jedzenia w lodówce i w szafkach.? Zawsze możesz uzupełniać codziennie o to, co potrzebujesz. Gdzieś słyszałam o takim pomyśle, ktoś tak robił. No i oczywiście żadnych słodyczy ukrytych po kątach. Myślałaś, żeby pić więcej wody zamiast jeść.? Ponoć jest sok z żurawiny, który miesza się z wodą 1:1 , on daje uczucie sytości. A nuż by trochę pomógł. Co do ruchu, ruchu nigdy nie za wiele. Nie musisz go regulować względem tego ile jesz na wyrówanie. Postaraj się po prostu codziennie poświęcać takąsamą ilość czasu na taką samą ilość powtórzeń i pozycji ćwiczeń.