Między deszczem a obolałymi łydkami, zastanawiam się czy iść na dłuższe wybieganie czy nie..ech.
Poza tym zrobiłam zakupy na zaczynającą się jutro dietę - kupiłam kilogram czereśni i nie wiem czy ostaną się do jutra :D.
Rano korespondowałam z dietetyczką, bo przeraziła mnie ilość kalorii jaką mam dziennie spożywać, średnio 1922 kcal, dla mnie to dużo, bo od 1,5 roku staram się trzymać limitu 1300 kcal. No niby to dlatego, że jestem aktywna fizycznie ale dalej nie jestem przekonana. Uśmiałam się zresztą jak zobaczyłam godziny posiłków - o 11 śniadanie, o 15 II śniadanie, obiad o 19, a kolacja o 23!!! :D hehe może dietetyczka wyczuła że mam zgubny nawyk jedzenia wieczorem???
Śniadanie: jogurtowe placuszki z mąki amarantusowej z truskawkami i 2 łyżkami jogurtu naturalnego light (250 kcal)
II śniadanie: 2 kromki chleba orkiszowego z polędwicą sopocką i pomidorem ( 150 kcal)
Obiad: znowu pulpeciki w sosie koperkowym z mizerią (300 kcal)
W międzyczasie przegryzam owoce :P
Vicasso
8 czerwca 2013, 21:22Dzięki za odpowiedź ;) Problem polega na tym, że ja biegam stosunkowo wolno. Jasne, że trafiają się dni kiedy roznosi mnie energia i podkręcam tempo, ale zwykle jest to ok 7,5 km/h. A tak naprawdę spadku wagi nie zaobserwowałam od połowy kwietnia. Jest to niezwykle frustrujące, ale staram się nie poddawać. Niby coś tam ostatnio ruszyło, ale nie dam sobie głowy uciąć czy to nie woda....