Jak to zazwyczaj bywa z planów sobotnich dnia 3 nic nie wyszło. Po powrocie z pracy w domu zastałam już gości. Popołudnie i wieczór spędzone bardzo przyjemnie, natomiast z dietkowaniem, czy ćwiczeniami niestety miały mało wspólnego.
W niedzielę pełna werwy i zapału zabrałam się do ćwiczeń. Zrobiłam 24 minutowy, ale dość męczący trening z Centrum Zdrowia Sportowca - turbo spalanie (mąż mi kiedyś ściągnął), Mel B brzuch, nogi i pośladki oraz 15 minut hula hop. Efekt był taki, że wczoraj bolały mnie wszystkie mięśnie, ale zrobiłam trening Centrum i 30 minut z hula hop. Dziś zakwasy już mniejsze, więc powtórzyłam ćwiczenia z niedzieli. Może jutro, jak dopisze pogoda, uda mi się męża na bieganie wyciągnąć? Jakiś czas temu biegaliśmy razem co drugi dzień i strasznie to lubiłam, a potem tak się jakoś mroźno zrobiło, przeziębiłam się... Dietka utrzymana, na ta chwilę jestem zadowolona
Ważenie dopiero w piątek, chociaż korci mnie strasznie, żeby wejść na wagę wcześniej. Niestety obawiam się, że z wyników szklanej będę średnio zadowolona, bo zaczynając przygodę z Vitalią nie zważyłam się dokładnie (strach mi nie pozwolił) tylko wpisałam ostatni znany mi pomiar, a obawiam się niestety, że wagę 75 kg to niestety już jakiś czas temu przekroczyłam Piątek będzie więc właściwie początkiem