Pół roku temu dowiedziałam się, ze jestem przyjęta do nowej pracy.
Od czasu do czasu rozbijam się po drogich hotelach.
Z biura na -nastym pietrze mogę podziwiać panoramę stolicy. Wybieram pracę z biura bliżej mnie. Najcześciej z domu.
Chodzę za dużo po knajpach i za dużo zamawiam gotowego.
Kiedy nie zamawiam, nie gotuję, zabijam głód tłustym.
Czasem zamawiam deser, żeby popatrzeć jaki on jest ładny. Nie lubię deserów.
Rzuciłam kawę i energetyki. Piłam je hektolitrami.
Pokazałam się ze zbyt dobrej strony. Wierzę, że to ja muszę gonić przeciętnych ludzi. Okazuje się, że to przeciętni gonią mnie. Nie czuję zbyt warta.
Zwiedzam miasta. Rozbijam się po stolicach. Województw. Nie stać mnie na Europę.
Teraz mam 3 dni wolnego, ufff. W 4 dni przepracowałam 45,5 h, średnio 11,5 h.
Jem włoskie w restauracji ze skórzanymi fotelami. Pije drinki za 40 zł i jem pieczoną szynkę za 150 zł.
Zaliczam wydarzenia dla firmy, gwiazdy, zabawa do później nocy.
Patrzę na ludzi z góry. Brak taktu, brak samokontroli, nadmiar alkoholu. Przesadzają. Brak mi poczucia wartości, ale wartości mam w sobie. Old school’owe. Gdzie ci ludzie podobni do mnie?
Rozbijam się po stolicy taksówką business class - otwierany dach, skóra, siedzenia na przeciwko siebie, kierowca w garniturze.
Jadę na krótkie wakacje z przyjaciółką. Raptem 4 dni. Tylko w Polskę. Pojechałabym sama.
Mam kontuzję szczęki po leczeniu. Przymieram głodem. Ominęłabym jamę ustną. Nie sprawia mi frajdy jedzenie, to nie czułam straty.
Starałam się stawiać na zespół, bo ponoć zespół stawiał na nas. Zawsze liczyły się dla mnie jedynie zadania. I teraz wiem, ze ZAWSZE LICZĄ SIĘ TYLKO ZADANIA.
Siostra rozpoczyna prace w mojej firmie. Oby wytrwała ten wyścig. W poprzedniej pracy była „kimś”, tu zaczyna od zera. Żegnało ją tyle osób, na małe wesele.
Skromna pensja w zamian za możliwość pracowania skąd się chce. Całkiem niezły byłby to deal, gdyby starczało pieniędzy na te podróże.
Jestem zbyt samodzielna w pracy. Nawet gdybym chciała być niesamodzielna, nie mam do kogo uderzać po pomoc. Chcę ograniczyć swoje działania.
Nie chcę chudnąć, ale boję się przytyć. Byłam pulchniejsza, nie wyglądało to dobrze. Teraz nie mogę się już zapiać w spodnie, ale słyszę, że schudłam. Jak to możliwe? 60 kilo wiatr nie zdmuchnie.
Kiedy czułabym się warta? Gdybym nie spieprzyła studiów, gdybym miała doktorat, gdybym miała auto i w końcu prawko. Nad dwiema ostatnimi rzeczami pracuje. Nie macie pojęcia jak brak doktoratu mnie dobija. W następnym życiu zrobię to lepiej.
KochamSiebie2020
20 sierpnia 2023, 22:23A pracujesz jako kto?
Agnusia93
29 czerwca 2023, 22:09Ale szczerze zastanów się. Po co ci ten doktorat? Znam kilka osób które zaczęły go robić, po kilku latach odpuściły temat i wcale nie żałują. Mają lepiej płatną robotę którą lubią i mogą się wykazać. Dziś nawet na uczelniach trzeba robić karierę a nie bawić się w badania...
iamcookie3
3 lipca 2023, 21:21Wielkie niespełnione marzenie zawsze pozostawia nostalgie w serduchu :(