Wczoraj był dzień 6 moich zmian. Już od rana było ciężko. Mały dał w nocy popalić z jedzeniem, wstałam niewyspana i bez sił. Cały dzień musiałam zmuszać się do każdej czynności, a oczy tak mi się kleiły, że chodziłam z lekko przymkniętymi. Na spacerze z maluchami przewiało mnie na wskroś, co nie pomogło w ogólnym samopoczuciu. Popołudniu niby lepiej - zdrzemnęłam się trochę i zrobiłam test na rozpoczęcie biegania. Z tego wszystkiego nie wypiłam kawy popołudniowej i około 20 już ledwo stałam. O 21 naszło mnie ogromne ssanie w żołądku i jakoś nawet bez walki wewnętrznej - poddałam się zjadając nadprogramową bułkę z 6 plastrami szynki schwarzwaldzkiej z majonezem oraz dżemem. Biorąc pod uwagę moje możliwości obżarstwa wieczornego, jakich do tej pory doświadczałam, to i tak nieźle, chociaż szkoda, że tak łatwo się temu poddałam.
Trudno. Stało się. Nie przerwie to mojej pracy nad sobą. Wniosek: w przypadku złej formy, gorszego samopoczucia muszę być szczególnie czujna na pokusy, przestrzegać zasad zdrowego żywienia, nie omijać posiłków, wypić kawkę popołudniu i zmobilizować się do ćwiczeń. I zdecydowanie bardziej uruchomić swoją silną wolę na wieczór.