A ja kieruję się w jej stronę coraz mniejsza - w końcu. Znowu nie wiem, dlaczego wcześniej nie mogłam się za to zabrać, no ale cóż. Ważne, że chudnę.
Jem pewnie trochę za mało, ale w granicach przyzwoitości, zresztą tak łatwiej mi się kontrolować. Oddawałam krew 2 dni temu i nic mi nie było więc na pewno nie jest źle ;)
Schudłam jakieś 5 kilogramów w niecałe 2 tygodnie, choć oczywiście wiem, że większość to woda. Teraz przez następny miesiąc schudnąć jeszcze z 6-7 i będzie idealnie ;) Pytanie czy wytrzymam - wiem jak to ze mną jest - dzisiaj wierzę, że mogłabym tak spędzić i z pół roku a jutro rzucę się na jakiegoś kebaba jakbym zapomniała dokąd zmierzam. Dokąd?
Do tego, żeby na tej studniówce pojawić się z chłopakiem, który mi się podoba i który czasem sprawia wrażenie, że może ja podobam się jemu. Przy okazji miło by było gdybym ważyła choć trochę mniej niż on, a to będzie trudne, bo on jest chyba najchudszą osobą jaką znam, niestety.
Do tego, żeby na tej studniówce czuć się najpiękniejszą wersją siebie. I żeby w ogóle być lepszą wersją mnie.
Do tego, żeby nigdy więcej nie denerwować się, kiedy muszę ubrać coś innego niż zwykle - żeby już nigdy nie czuć tego żalu i wstydu wyglądając jak dobrze utuczony prosiak.
Do tego, żeby być szczęśliwą - tak po prostu. Nie wiem, czy moja waga może to zmienić ale wiem, że na pewno utrudnia mi zmienienie tego - bo ujmuje mi pewności siebie, której kiedyś mi nie brakowało i spontaniczności - zawsze zanim coś zrobię, myślę czy przypadkiem coś mi się gdzieś przy tym nie wyleje, nie uwypukli, nie uwidoczni...
Jestem na dobrej drodze i to nie jest szczęście. To jest mój wybór. Po prostu.