Moim motto stało się powiedzenie "zawsze może być gorzej". Testuję go od roku, bo gdy coś się chrzani za chwilę leci również druga rzecz.
Jest mi trochę przykro. Może nawet nie trochę?
Jest mi bardzo przykro. Musiałam odwołać wyjazd do Norwegii. Moje plecy nie są zdecydowanie w dobrym stanie. Wystarczyło abym w piątek przed majówką nałożyła botki na obcasie do pracy i przeszła się w nich kawałek, bo dzięki temu przeleżałam w łóżku cały długi weekend, każdy najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Najgorsze jest to, że promieniował on na nogi i jeśli już wstawałam przez pierwsze kilka chwil musiałam poruszać się zgięta w pół sycząc z bólu. Gdy dzwoniłam do znajomych w sprawie wyjazdu miałam wrażenie, że coś się we mnie łamie, psychicznie. Norwegię planowałam od dawna. Ten wyjazd miał mi dać siłę, którą cały czas los mi odbiera. Znów nie wyszło.
Insulinooporność i niedoczynność są jednocześnie najgorszymi i najlepszymi rzeczami, które mnie w życiu spotkały. Najgorszymi ze względu na to, że przez 2 miesiące pomimo kilku lat w miarę zdrowego jedzenia i ćwiczeń przytyłam 10kg, z pewnej siebie dziewczyny, która zawsze osiągała w życiu co chciała stałam się marudną ciotką klotką, która uwielbia używać słowa "nie lubię". Najlepszymi ze względu na to, że na nowo nauczyłam się szanować swoje ciało, swój organizm. Kiedyś uważałam, że właśnie to robię a jednocześnie zaśmiecałam swój organizm cheatami, narzucałam mu dużo stresu, mało snu, alkoholu. Teraz wiem, jak bardzo mi to wszystko szkodzi.
Od stycznia jem zdrowo, zgodnie z bilansem i nie mówię o jogurcikach naturalnych 0% i waflach ryżowych z pomidorkiem. Mówię o diecie zdrowej ODŻYWCZO. Ćwiczę 4 razy w tygodniu, żeby nie zamęczać organizmu, biorę tonę leków, nie cheatuję, bo to przecież zawsze kolejny wyrzut insuliny. 5 miesięcy... wynik praktycznie zerowy.
Jestem tak bardzo bezsilna w tym wszystkim, nie wiem co mam robić. Kocham zdrowe jedzenie, uwielbiam ćwiczyć, to nie sprawia mi problemu, taki mam po prostu styl życia, jednak mam wrażenie, że jestem uwięziona w tym ciele. Potrafię napiąć praktycznie wszystkie mięśnie, czuje je pod wałkami tłuszczu i chce mi się po prostu płakać.
N i c n i e d z i a ł a.
snowflake_88
6 maja 2017, 20:54Ale jakie nie działa, jaki wynik zerowy? :) Przecież widać gołym okiem na tym porównaniu że są fajne efekty. Widać szczególnie na brzuchu (a przy insulinooporności tłuszcz lubi się tam gromadzić), jest wyraźnie mniejszy. Poza tym tak ogólnie wizualnie widać że jakość ciała się polepszyła, szczególnie po pupie i nogach można zauważyć. Ja bym się na Twoim miejscu cieszyła z sukcesu, nawet jeśli nie widzisz zmian na wadze i w cm. Tym że idzie wolno się nie przejmuj, tak już jest przy takich przypadłościach. Mam PCOS, które też utrudnia odchudzanie, czasem mnie to frustruje i dołuje że innym do sukcesu wystarczy niewiele, a ja muszę się bardziej nagimnastykować a i tak efekty przyjdą wolniej, ale co tak naprawdę da narzekanie. Trzeba robić swoje a zadowalające efekty w końcu kiedyś przyjdą.
angelisia69
6 maja 2017, 13:28Bardzo mi przykro ze tak wiele nieprzyjemnych spraw zwiazanych glownie ze zdrowiem sie na ciebie nalozylo i to w tak mlodym wieku :( ale takie sytuacje zbuduja cie jeszcze silniejsza i pozniej bedziesz miala latwiej w zyciu!Ci co dostaja wszystko na tacy i wjezdzaja winda nie wiedza co to wysilek i trud i nieraz maja problem ze soba w doroslosci,gdy ktos bliski odcina im zrodlo dochodu czy pomocy-nie wiedza jak sie odnalezc.Ty jestes silna i trwasz w tym wszystkim!!Co do figury powiem ci ze nie ma tragedii,mozna schudnac i z twoimio chorobami,owszem trwa to dluzej-wiecej wyrzeczen ALE DA SIE!!Poszukaj w necie inspiracji na temat dziewczyn ktore pieknie schudly przy problemach z tarczyca itd. one daly rade-ty tez mozesz!