Och, padam z nóg. Najpierw praca, potem siłka (500 kcal poszło;), a jak wróciłam zabrałam się za gotowanie. Kocham WO za to, że ciągle jem, przeżuwam, a i tak chudnę, bo tak naprawdę to wszystko ma tak malutko kalorii! Mam nadzieję, że na stałe wprowadzę do swojego mózgu takie myślenie, że mogę się opychać - ale warzywami - do woli, wszystko inne - na spróbowanie.
Najchętniej zaprosiłabym wszystkich na tą dietę. Nie ze względu na wagę, ale na zdrowie.
Dąbrowska pisze: "chudnie się przy okazji, to efekt uboczny".
Kiedy przystępowałam do diety, pomyślałam sobie: ładny mi efekt uboczny! Ale tak właśnie jest! Nie myśli się ciągle o tym ile się już schudło i ile zostało do końca, bo człowiek czuje się tak rewelacyjnie, że po prostu w tym trwa.
Doprawdy leczy ciało i ducha! Wszystkie sprawy wokół mnie, wszystkie kłopoty, masa roboty, myślenia "twórczego" - wszystko przechodzi mi z wielką łatwością!
Dopiero teraz, w 28 roku życia, czuję, że żyję na 100%, że ze świata czerpię garściami, że od siebie daję maksimum...
Chcę czuć się tak już zawsze!
Dlatego nie zaprzepaszczę działań diety i uroczyście przysięgam, że nie wrócę już do starych nawyków żywieniowych pt: "co się nawinie, to spróbuję". Tak naprawdę wszystko jest w głowie i jak nie możesz czegoś zjeść, to tego nie zjesz! (Nie możesz nie równa się - nie chcesz).
Łatwo mówić mi to dziś, więc od razu to zapisuję, by w chwilach zwątpienia, kryzysów, napadów przeczytać: "nie zmarnuj tego, co już osiągnęłaś Magda!".
Marzycielkaaaaaaa
3 czerwca 2013, 21:53nieżle!!! powodzenia
OdPoniedzialku
3 czerwca 2013, 21:50powodzenia :)