Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
miło spędziłam dzień...
11 listopada 2006
po porannej kawie, moj M. wpadł na pomysł,żeby na obiad pojechać do Zakopanego. Zebraliśmy się dosłownie w parę minut i pojechaliśmy. Po drodze zabraliśmy dzieci (córkę i zięcie), zaprosiliśmy ich. W górach leży śnieg, pogoda dopisała, więc i widoczki były cudowne. Zrobiliśmy zdjęcia, pospacerowaliśmy po Krupówkach. Obowiązkowo było głaskanko pięknych psiaków, cmokanie i mlaskanie, jakie to one piękne.... . Mój psiak jest już b. stary ale ciągle w bardzo dobrej kondycji fizycznej, choć już nie dosłyszy. Nie wyobrażam sobie,że mogłabym kupić nowego psa, gdy ten jeszcze jest wśród nas. Wstąpiliśmy też na drugą kawę. Później obiad i powrót do domu. Kcal zachowane, bo zjadłam tylko sałatkę Zakopiańską z sosem winegret i jednego naleśnika ze szpinakiem. Po powrocie do domu jeszcze zaliczyłam 60min. rowerka .Myślę,że dobrze sobie radzę, choć z wagą kiepsko, nie chce pokazać nic mniej!!!
terkaJ54
12 listopada 2006, 14:28pełna uznania. Nie każdy facet jest taki "szalony" aby ot tak zaproponować wypad na cały dzień. No i jak widzę nawet w takim kuszącym Zakopanem trzymasz dietkę. Gratuluję. Niech ta waga w końcu spada!Pa
karenina
12 listopada 2006, 13:52Na świetny pomysł wpadł Twój M. Jak przebiegła trasa do Zakopanego? Nie było korków? To niby 2 godziny jazdy z Krakowa, ale w korkach dużo więcej.<br> Ale mimo tych uciążliwości warto czasami zrobić taki troche szalony wyskok na obiad w Tatry.<br> Pozdrawiam...