Dawno tu nie pisałam, bo nie mam chwilki wolnej. Ćwiczę na silowni 3 x w tygodniu i sprawia mi to wielką frajdę. Pewnie się powtórzę ale czas spędzony na siłowni jest tylko dla mnie. Nikt mi nie piszczy nad głową, brak telefonów z pracy. Życie jak w bajce!!Nawet pakmeni( panowie siłacze ) pomagają przy zmianie ciężarków na gryfach.Wczoraj na siłowni spotkałam panią , której dłuższy czas nie widziałam. Podeszła do mnie i powiedziała że widać postępy- "Bardzo zmieniłam się na plus, tyłeczek pani zmalał, buźka wyszczuplała". Słuchajcie!!! To miód na moje uszy. Tak jak oglądam się codziennie w lusterku to tego nie widać, wręcz przeciwnie wydaje mi się żę nic to nie pomaga. Ale wbrew odbiciu w lustrze które oglądam to są rezultaty. Po zaliczonej siłowni w dniu wczorajszym poszłam kupić spodnie, -mnie o rubensowskie kształtach osobie częściej się spodnie przecierają w miejscach gdzie ciała jest więcej. Do przymierzalni wziełam spodnie z obecnym numerem 46 i jedne 44 .Rewelacja spodnie 44 weszły bez większych problemów. Czyli wszystko idzie w dobrą stronę!!
Ale oprócz radości w tym tygodniu dostałam małego kopniaka. Byłam z córką u endokrynologa i stwierdził on iż już moja 10 latka ma nadwagę - sama się wziełam do roboty a o rodzince zapomniała. Był to dobry kubeł zimnej wody. Zebrałam rodzinkę w sali obrad( kuchnia) i zastosowaliśmy rewoluje kuchenne. Wprowadziliśmy więcej warzyw i owoców, zrezygnowaliśmy z jasnego pieczywa, wprowadziliśmy posiłki o stałych porach a w mniejszych ilościach. Wszyscy gremialnie się zważyliśy i do dzieła!Dla rodzinki dzień trzeci ( wczorajsza sobota) była katorgą. Brzuchy wołały o jeść a tu guzik. Pomocna stała się marchewka i woda. Trzymam kciuki za naszą rodzinkę.