No to pyk - czas na porcję psycho- filozofii. Tak mnie dopadło, bo słuchałam podcastu Niedźwieckiej, a potem audiobooka Judith Viorst "To, co musimy utracić", a jak spotykam coś, co ze mną rezonuje, to chce mi się tym dzielić.
W skrócie:
Każdy punkt życia, w którym następuje jakiś przeskok, zmiana, transformacja, okupiony jest jakąś stratą. Coś trzeba oddać, żeby coś otrzymać. Czysta transakcja.
Straty są tym bardziej bolesne, im bardziej kurczowo trzymamy się, lgniemy do obiektu, który tracimy.
Tym bardziej lgniemy i przywiązujemy się, im bardziej mamy nieprzeżyte oddzielenie od matki na etapie wczesnego dzieciństwa.
Kiedy spotyka nas strata - czasem to gruba sprawa (śmierć kogoś bliskiego, rozstanie itp.), czasem drobniejsza, to zdarza się, że to nas mocno zdepcze.
Nie jest sensownym uciekanie od tego bólu. Dopóki się go nie dożyje do końca, on będzie się tylko kumulował i wybuchnie kiedyś tam, przy kolejnej okazji jeszcze silniej.
Nie jest też dobrym rozwiązaniem fochanie się na ludzi i świat, budowanie muru i na złość mamie bycie niezdolnym do bliskich relacji i opornym na otwarcie. W prawdzie ograniczy to ryzyko doświadczenia bólu rozłąki, ale wbrew pozorom ten ból jest wyzwalający, a człowiek pozamykany jest jak zombie i nie żyje, tylko egzystuje.
Dobra. W obliczu straty bierzemy ją na klatę. Przeżywamy, dojrzale, bez zaprzeczania, ucieczek i udawania. Boli jak cholera - i ma boleć. Taki przeżyty ból sprawi, że coś pęknie. A ta szczelina jest w tym samym miejscu, co wtedy, gdy czuje się zachwyt i jedność z wszechświatem. Tą drogą też można tam dojść. Puszcza się i jest wolność. Jest coś pięknego i wspaniałego.
Utraciło się cząstkę życia, cząstkę siebie, zyskuje się okno na wszechświat. Wgląd i wolność Szczęście.
Absurd, prawda? Ale tak i ja to widzę. Doświadczyłam parę razy w życiu straty, która mnie ścięła z nóg i przewlekła twarzą do ziemi. Nie uciekłam przed tym. Wzięłam na klatę i dostałam cegiełkę wolności. Z każdym kolejnym razem jest łatwiej i uczymy się, że strata wbrew pozorom nie jest taka zła, a to, co jest po tym, nowe i nieznane nie jest potworem, a nową przygodą. Ja już w to umiem. Nie ma na świecie nikogo ani niczego wliczając w to najbardziej bliskie mi i najukochansze osoby, oraz moje wlasne życie czy tożsamość, czego nie umiałabym puścić. Nie boję się nowego. Nie boję się niebytu, nie boję się śmierci ani zaniku. Mam to raczej przerobione. Boję się trwania w miejscu i boję się bólu fizycznego, bo jestem wobec tego całkowicie bezradna. Pewnie przyjdzie i to przepracować. Podobno się da.
Moje ostatnie prace (nie miałam dużo czasu):
Łyżwiarstwo figurowe - pastele suche 18×24 cm
Harmonia hałasu: olej na tablicy ok. A4
I piesek odebrany ludziom, którzy sprawili, że boi się własnego cienia. Akryle (i akwarele, bo się pomylił) na płótnie A4.
Jeszcze były 2 autoportrety, ale słabo wyszły. I 2 szkice do portretu takiej ślicznej dziewczyny.
Naturalna! (Redaktor)
11 stycznia 2024, 09:26Chyba żartujesz ;) Ja słuchałam tego podcastu w ubiegłym tygodniu, dodałam do ulubionych, bo zamierzam wysluchać raz jeszcze, żeby ugruntować sobie to w sobie. Bo ten podcast był TOTALNIE o mnie i o tym, co przeżywałam rok temu. Nikt tego tak wspaniale nie podsumował jak Niedźwiecka. Za to e-booka "To co musimy utracić" mam wykupionego na Legimi od 2 lat, ale nie przebrnęłam. Zacięłam się. Teraz słucham audiobooka i wcale nie jest łatwiej - nie wiem czy dam radę. Jestem na odcinku 7 i choć treść jest mega ciekawa, to trudna, nieprzyjemna i na razie ze mną za bardzo nie rezonuje. Mam nadzieję, że później będzie coś bardziej dla mnie, niemniej z drugiej strony fajnie wglębiać się w zakamarki ludzkiej skomplikowanej psychiki. To nie jest płytkie i bierze pod uwagę nasze różne oblicza człowieka, nie tylko propagowaną wszędzie światłość i aniołki, toksyczną, udawaną pozytywność, która ma przykryć ból. Samo przeżywanie ogromnej straty to nie tylko stawienie czoła BESTII, która atakuje wiele razy, ale taka szamotanina - człowiek chce iść dalej, ale nie może, chce być dla świata, ale musi walczyć ze swoimi bestiami. To też oddalenie się od ludzi w takim sensie jak napisałaś - nieobarczanie ich swoimi przeżyciami, bo nikt absolutnie nikt tego nie zrozumie i nie przeżyje za nas, a byłoby trochę łatwiej ze społecznym wsparciem dla przeżywania bólu, ale nie. U nas się o tym otwarcie nie mówi, nikt nie pyta, pociesza zazwyczaj najgorszą z możliwych regułek, że "inni mają gorzej" - tym samym dając nam do zrozumienia, że nasze uczucia i emocje są mniej ważne, w ogole nie ważne i że to taka fanaberia. Ja bardzo dużo ukrywałam przed ludźmi, nawet tu na V. o tym otwarcie nie pisałam - w momentach odpuszczenia bestii śmiałam się i bawiłam, żartowałam, bo te różne stany świadomości mieszały się ze sobą. Nie było ZAWSZE źle i nie było ZAWSZE OK. To był stan jakbym wisiała nad przepaścią i zaglądała w dół mając świadomość, że zaraz tam mogę runąć, ale jednocześnie mogę się rozkoszować dzikimi poziomkami na krzaczku obok. Super, że o tym napisałaś - mi się już nie chce, nie mam odwagi, nikogo moja historia tak naprawdę nie obchodzi, więc wylało mi się tutaj ;)
barbra1976
11 stycznia 2024, 09:33Jak niżej:) Ciekawe, co mi się podzieje przy czytaniu.
ggeisha
11 stycznia 2024, 09:44<3
Naturalna! (Redaktor)
11 stycznia 2024, 09:45Jest bardzo dużo o dzieciństwie, o matce, o rywalizacji w rodzinie (jakie to prawdziwe), o instynktach morderczych. Teraz mam na tapecie kompleks Edypa. Chcialam przewinąć do przodu, ale przebrnę, może czegoś się dowiem ciekawego. Liczę na to, że dalsza część książki będzie już tylko o stratach i o tym, jak sobie z tym radzić bez konotacji z okresem dzieciństwa.
barbra1976
11 stycznia 2024, 10:47Obchodzi twoja historia.
barbra1976
11 stycznia 2024, 10:48Ciekawa jestem tego o matce. Mam z nią mocną więź i dobry kontakt.
ggeisha
11 stycznia 2024, 15:03Dokładnie. Mnie też obchodzi. Mogę napisać o moim doświadczeniu z matką. Moja była bardzo odległa. Niby to rozumiem, bo była chora. Wiem, że urodziła mnie ryzykując życie, a jednak zawsze zazdrościłam innym dzueciom bliskości i czułości ich matek.
barbra1976
11 stycznia 2024, 09:09Dokładnie tego samego u Niedźwieckiej wczoraj i dziś słuchałam. W ogóle babę bardzo lubię i cenię.
barbra1976
11 stycznia 2024, 09:21Kiedyś, dwunastoletnia, zabetonowałam serce. Żeby nie cierpieć kochając. Zrobiło się tak bezbarwnie,pusto, bezsensownie, że stwierdziłam po jakimś czasie, że wolę kochać i cierpieć, niż żyć w betonie. Szybko:) Za to bardzo późno nauczyłam się, że trzeba płakać, kiedy płacz żałobny przychodzi i obojętnie, że jesteś akurat w miejscu publicznym, kiedy cię dopadnie. Bo niewyplakane siedzi i dupnie po czasie i dopiero wtedy jest najstraszniej. Tak po śmierci taty nie wypłakałam,po półtora roku miałam moment totalnego niebytu, włącznie z niemyciem. Po dziesięciu latach dopiero wypłakałam go razem z opakowaniem odejścia najbratniejszej duszy. Dla mnie najcięższych straty, to właśnie bliski mi osób. I absolutnie nie jestem ma nie gotowa i przeraża mnie i paraliżuje myśl, że jeszcze ileś razy w życiu mnie to czeka.
barbra1976
11 stycznia 2024, 09:31A "To, co musimy utracić" jedzie ze mną dziś do Hiszpanii, moja blond Agnieszka mi pożycza:) A moja Ruda sprezentowała "O zmierzchu" Niedźwieckiej. Takie to jaja się dzieją.
Naturalna! (Redaktor)
11 stycznia 2024, 09:48"O zmierzchu" napotkałam przypadkowo, kupiłam i lektura była jak spotkanie z mądrą i cierpliwą przyjaciółką terapeutką ;) I tak zostałam poprzez książkę fanką Niedźwieckiej, a pisałaś mi o niej kilka miesięcy temu i .... no nie pykło, a teraz to "mój człowiek", ha, ha :P :D
ggeisha
11 stycznia 2024, 12:16Ja trafiłam na podkasty Niedźwiedzkiej i wysłuchałam cały Znierzch od samego początku, kiedy jeszcze czytała z kartki :D. Lubię jej styl, lubię jej wiedzę, chociaż w paru punktach się z nią mijam. Ale to dobrze, bo mam tendencję do robienia z ludzi idoli, a to nie jest dobre.
barbra1976
11 stycznia 2024, 13:09Ja do początku z kartki jeszcze nie doszłam, słucham na wyrywki. W czym się z nią mijasz przykładowo?
ggeisha
11 stycznia 2024, 15:04Choćby z magią i romantyzmem.
barbra1976
11 stycznia 2024, 15:59Ja z magią też mam odmiennie 😊
Gourmand!
11 stycznia 2024, 07:19Dzięki za ten wpis. :) Jest dokladnie tak, jak piszesz. Szkoda tylko, że człowiek potrzebuje tak dużo czasu żeby to ogarnąć.
parla32
11 stycznia 2024, 06:55Niesamowite są Twoje obrazy , wyglądają jak zdjęcia. Naprasza piękne❤️
kasiaa.kasiaa
11 stycznia 2024, 06:06Wierzę w równowagę. Coś dostajesz i coś tracisz
Berchen
11 stycznia 2024, 05:56nie umiem przepracowac strat, ciagnie sie to za mna. Pies niesamowity, ten jego strach .