Znane mi są dwie wersje tego co wydarzyło się po bitwie pod Maratonem, 12 września 490 roku p.n.e.
Pierwsza jest związana z Filipidesem. Po bitwie pobiegł on do Aten. Dobiegł do miasta i krzyknął: "Radujcie się! Zwycięstwo". I umarł z wysiłku.
Druga wersja jest jeszcze bardziej niewiarygodna: Po bitwie pod Maratonem Persowie uciekli na okręty, a zwycięska armia grecka została na brzegu. Dowódcy perscy, którzy zorientowali się, że jest to niemal cała armia przeciwnika, a klika godzin żeglugi dzieli ich od bezbronnego, pozbawionego obrońców miasta. To samo zauważył dowódca grecki Miltiades i zmusił swoją armię, zmęczoną bitwą do szybkiego marszu (czy też marszobiegu) tak aby dotrzeć do miasta przed armią perską. Wyczerpani walką żolnierze zmusili swoje ciała do gigantycznego wysiłku - aby bronić swojego miasta, swoich bliskich.
Ta druga wersja przemawia do mnie silniej - wyobrażam sobie greckich hoplitów, jak wracają do swojego miasta. Stoczyli bitwę, a przed nimi kilkadziesiąt kilometrów drogi. Nie płaskiego asfaltu, tylko pofałdowanej, częściowo brukowanej drogi. Brak punktów odżywczych - tylko od czasu do czasu strumienie. Nie są ubrani w buty biegowe - tylko w sandały sznurowane rzemieniami. Nie mają na sobie oddychających koszulek - tylko skórzane zbroje. W rękach trzymają ciężkie tarcze i sarrisy - długie greckie włócznie.
Gdy w niedzielę, dwa i pół tysiaca (*) lat później, stanę na starcie maratonu - powiem sobie: "No to Persów już pokonaliśmy. Teraz trzeba tylko dobiec do miasta. Mojego miasta. Obronić swoich bliskich".
Nie będe biegł do Aten - pobiegnę do mety. Tam też będą na mnie czekać.
A na mecie, znowu wrócę do pierwszej wersji legendy. Tej o Filipidesie. Krzyknę: "Radujcie się! Zwycięstwo!".
Groteska07
9 września 2010, 11:01Tylko, żebyś nie skończył jak Filipers:P podziwiam Cię, musisz miec świetną kondycję. Podpis pod pierwszym zdjeciem: "syn mi podrósł" wywołał nie mniejszy uśmiech na mojej twarzy niż wpis:) ogromna zmiana image!!!
Gerhard1977
9 września 2010, 10:05Chociaż matematycznie, pomiędzy 12 września 2010 roku, a 12 września 490 roku p.n.e. to jednak jest tylko 2499 lat . Brakuje roku zerowego - którego nie było. Ale nie będzie mi to przeszkadzać w świętowaniu :)