Wczoraj wieczorem zachmurzyło się, zawiało, zaczeło padać, błyskać i grzmieć. Po chwili wyłączono elektryczność. Synek spał, żona zaczęła lekko panikować, a córkę trzeba było wyciagnąć z wanny za pomocą latarki..
Mamy z żoną zupełnie inne podejście do burzy - żona najchętniej nic by nie widziała i nie słyszała. Co siłą rzeczy jest dość trudne. A ja wolałem odsłonić rolety i bezpiecznie, siedząc na łóżku w suchym pokoju razem z córeczką podziwiać wspaniałe widowisko na niebie. Żona ewidentnie nie podzielała moich zachwytów "Patrz jaki piękny piorun". W domu łatwo się zachwycać - a przecież złapało mnie kilka razy w górach, gdzie już nie było tak pięknie.
I natychmiast skojarzyłem tą burzę z relacjami z tegorocznego Maratonu Karkonoskiego - gdzie biegacze w taką pogodę zmierzyli się ze skróconym, ale ciągle imponującym dystansem 23 km po górach..
Natsss
17 sierpnia 2010, 09:00Wiem jak to jest fascynować się piorunami ;) Są piękne i tajemnicze.A wichura i uginajace sie drzewa dodają uroku i nastroju.Moja mama i babcia panicznie boją się burzy.Najlepiej schowały by sie do schronu.A ja bym chętnie siedziała na dworzu ale to niebezpieczne.;) pozdrawiam.