Złapałem kleszcza (albo to on mnie złapał). Na marszach na orientację. Odkryłem go dziś rano - a więc po 4 dniach od włóczenia się po lesie. Jak na 4 dni - to mały jakiś. Albo był bardzo wstrzemięźliwy w jedzeniu i piciu (może na diecie?), albo miał pecha i wpił się w skórę w miejscu tuż nad ścięgnem. Usunąłem go bez problemu - miał jakieś 2-3 mm długości i 1 mm średnicy.
Zastanawiam się, czy iść do lekarza? Jeżeli pojawi się rumień - na pewno tak. A więc na razie "na nóżki spoziram". I czekam..
Bardzo mnie ciekawi, dlaczego "objawił" się dopiero po 4 dniach? Chyba, że "złapaliśmy się" nawzajem, wczoraj podczas wieczornego biegu. W którymś momencie zeskoczyłem z drogi na trawiaste pobocze (jechały dwa Tiry z przeciwnych kierunków i brakło mi miejsca). Tir mijając mnie "chalpnął" we mnie wodą. (O ile solidne uderzenie ściany wody w żebra i uda można nazwać "chlapnięciem".) Więc może to wtedy?
nivea91
2 czerwca 2010, 11:01Jestem pod wrażeniem! Nie do poznania:) jak widać przez 1 rok może się dużo wydarzyć;] A kleszcze zwykle łapią nas ;p