Więc dodaję.
Po prostu robal chce się pochwalić, jakim fajnym żonem jest i basta.
Mianowicie zrobił mi wczoraj pokarmu na dzień cały, no poza II sniadaniem i obiadem, ale dostałem pozwolenie wydania pieniądza na to. Na serek na śniadanie i na kiełbase na obiad. jedną. Przez chwilę zobaczyłem wizję siebie zajadającego całą żywiecką czy krakowską suchą (liczy się sztuka nie?) ale bałem się, że mnie z tego potem rozliczy.
Więc pojechałem pracować w pocie czoła. W międzyczasie zakupiłem serek wiejski śniadaniowy i ogóra (o w diecie był grapefruit bodaj i jakoś mi nie pasował koncepcyjnie) oraz kiełbachę z komina i sałatkę. najadłem się po nos.
Doszedłem do wniosku, że słowo obiad, jest od objadł... bo tak się objadłem :)
Wróciłem do uczciwej pracy, zameldowałem, że zjadłem i się objadłem, zobaczyłem, że Robal z potomkiem poleźli na spacer i pracowałem ciężko. A przynajmniej wytrwale.
Ja patrzę, a tu w drzwi wchodzi Robal, z potomkiem i i obiadkiem...
Taki kochany Robal, przyjechał 40km, zapewne żebym zapomniał, że wczoraj oszukała mnie na te 25 gram twarożku...
Wybaczyłem to wspaniałomyślnie... jednak fajny jestem...
A w termosiku był smaczny żurek, którego było tyle ile trzeba (a nie połowa wody zjedzona przez Robala jak dzień wcześniej...)
I żurkowałem sobie na podwieczorek...
I to by było na tyle - opisałem jakiego mam wspaniałego Robala, więc teraz powinienem mieć ze 2 dni spokoju...
Sagitarius
23 lutego 2014, 20:03Gadzinko, świetny jesteś. Pozdrowienia dla Robala.