Dziś 111,4kg
No był znów poślizg ze wstawaniem. W nocy wstawałam kilka razy, a to WC, a to koty wypuścić, potem mąż do pracy ok 5 wychodził, no i wstałam po 7.Wieczorem zrobiłam listę zakupów według moich przepisów na jakieś 5-6 dni, a rano zamiast wprost do "Stonki" (Tak z kumplem z pracy na Biedronkę mówiliśmy) to podjechałam do kuzynki męża podrzucić jej cisto. Upiekłam wczoraj biszkopt, przesmażyłam z cukrem rabarbar, dodałam żelatynę, a na górę śmietanę ubiłam. No bo rabarbar zerwałam kilka dni leżał i trza było robić coś żeby się nie zmarnował. A żeby w domu nie zostało dużo i nie kusiło to w świat wywiozłam.No i jak to zwykle bywa zamiast po 9-tej być z zakupami w domku, to musiałam wleźć na kawę, i dopiero o 10,30 miałam wyładowane zakupy. A nakupułam tego dobra tyle, że boję się czy pojemność lodówki wystarczy. Śniadanie tym sposobem przesunęło się na porę 2 śniadania. Dziś ryż50g(miało być 75g ciemnego, ale pochrzaniłam i mam biały, do tego 300g jabłka duszonego z cytryną, 1/4łyżki miodu, cynamonem
obiad pewnie zaraz ugotuję bo będzie nieco spóźniony jak od lekarza wrócę.
Na obiad : 150g cycka z limonką-dam cytrynę, 350 g ziemniaka i sałatka z buraka100g + jabłko 40g+ jogurt łyżkłyżka
2 śniadanie na kolację zjem, a kolację odpuszczę. W zamian za to mam 2 garści czereśni.
na kolację 100g banana+ 80g jogurtu.
Wczorajszy obiad był tak ogromny, że miałam pełny talerz łosoś 150g(miał być dorsz, a to o 150 kcal więcej było, bo łosoś tłusty) 135g kaszy. A surówka to taka duża miska ok 600ml-2 pomidory+ 70g sałaty, oliwa przyprawy i koper. Nie dałam rady zjeść i podzieliłam na 2 posiłki.
Jutro teoretycznie wracam do pracy jak lekarz wypisze koniec leczenia, ale wiecie jak jest niby mnie w domku nerwy na moich biorą, ale mi w miarę się zapodobało i rozleniwiona jestem. Krótko mówiąc nie chce się i tyle. A teraz takie upały zapowiadają,że nie wyrobię w tym ukropie przy garach. Dziennie gotujemy ok 200 porcji. Podopiecznych mieszkańców ok 160+ jakieś na sprzedaż, dyrektora, lekarz czasem i tak się uzbiera.
Trudno trzeba zacisnąć dupę i ruszyć do boju.
Boję się, że nie ogarnę wszystkiego-praca, ogródek, dom i 2 razy w tygodniu babcia Bogna, a do tego kuzynka się nudzi na emeryturze to latem zachodzą często, a czas ucieka... Pożyjemy zobaczymy. Pewnie mniej będę pisała bo i kiedy.
Lecę ogarniać chałupę, pranie wywiesić, a o 15 do lekarza.
Dziś z wnukiem nie pogadam, bo do 18 w przedszkolu jest w poniedziałek i czwartek, a potem zmęczony po tych 10godzinach musi się wcześniej położyć. Prawie dziennie go choć na chwilę widzę, jednak tylko na ekranie. Młodsza córka wyjechała do Anglii, a przez koronaświrusa nie widzieliśmy się 2 lata. Wnet dziecka nie zrozumiem, bo ja nigdy angielskiego się nie uczyłam, a zaczęłam naukę jak miał się urodzić i tak rok jako tako ogarniałam naukę, ale potem czasowo nie wyrabiałam i się uwsteczniłam. Raczej lepiej mi idzie tzw odkodowywaniem czyli z angielskiego na Polski niż odwrotnie. Niby coś sobie przypominam ale to po trochu i nie w każdy dzień, ale coś słów że mnie uleciało. Wnuk niby dużo rozumie, ale nie chce po polsku mówić. Teraz ma 4,5 roku. Urodził się wcześnie jako 1,3kg okruszek w domu ale dzielnie sobie radzi i choć nadal jest mniejszy od rówieśników to jest sprytny, mądry i wielka gaduła. Zdjęcie jest zrobione jeszcze przed koroną, jak poszedł do pracy mamy rok temu. Stwierdził, że mają bałagan i zamiatał
Trzymajcie się robaczki kochane
mania131949
15 czerwca 2021, 07:31Super wnusio.:-))) Z tym gadaniem u dzieci różnie jest - niektóre są dwujęzyczne, inne nie chcą się uczyć. Moje wnuki nie mówią po polsku, ale chętnie powtarzają, czasem zapamiętują. Wnuczka dopiero w wieku 5 lat i więcej zaczęła wyrażać chęć nauki polskiego, ale tata nie ma czaseńku, a mama, choć sama po polsku nie umie, ale dopytuje męża i nauczyła Kalinkę podstaw (kolory, zwierzęta, podstawowe zwroty codzienne). Jedzonko piękne. :-)))
zakrecona_zona
14 czerwca 2021, 18:51Piękne jedzonko ;)