Czwartek byłam sama w pracy na swoim stanowisku.Nie było najgorzej ,ale i tak miałam roboty w bród.Szef kuchni sprawdzał chyba pojemność mojego mózgu ,bo przez pierwsze pół godziny usłyszałam tyle informacji ,że mi się mózg zlasował,ale jakos to wszystko ogarnęłam i wykonałam.Stwierdziłam,że szef jest bardziej do mnie pozytywnie nastawiony niż jeden z młodych kucharzy (ja nazwałam go Herflig).Ten zarozumialec jest nie do zniesienia-czepia się dosłownie każdej bzdury,zawsze twierdzi że surówki sa źle przyprawione(zdanie kelnerek i klientów jest inne,ale to się dla niego nie liczy).Pilnuje mnie na każdym kroku czy czasem nie natrę sobie więcej ciasta na placek niż na te zamówione i słucha czy za każdym razem załączam maszynę do tarcia.Prawie zawsze twierdzi,że za mało zrobiłam na daną ilość porcji po czym okazuje się że czasem połowa ląduje w koszu.Już nawet szef kuchni mu zwrócił uwagę,że po co mam robić jak dopiero przed 5 minutami było robione i jest ok-szkoda gadać.To taki młody zarozumialec nie piękny grubas,ale uważa się za siódmy cud świata.Zdają sobie sprawę,ze mają cięzko z zatrudnieniem nowego pracownika który się tam sprawdza i który zechce zostać ,bo niestety wiele osób tam długo nie wytrzymuje i wcale się nie dziwię,bo kto lubi chodzić do pracy z niechęcią .
Waga w czwartek też była łaskawa -aż nie wierzyłam co widzę i wchodziłam kilka razy-0,7kg mniej w tydzień to i tak nie jest zły wynik zważywszy moje wyskoki i nieregularność jedzenia i picia .
Dziś dostałam maila w odpowiedzi na moje przesłane CV z propozycją rozmowy 1 kwietnia.Nie pojadę bo musiałabym dojeżdżać ponad 10km i miałabym notoryczne problemy z parkowaniem w centrum Gliwic.
Dostałam też odpowiedź mojego byłego męża na pozew o podział majątku i na poniedziałek umówiłam się z moją panią adwokat .Chcę mieć to już za sobą ,ale jeszcze wiele nerwów przede mną.