Dzień dobry Wam wszystkim,
Jestem bardzo podekscytowana! Wczoraj jeździłam na rowerze (20 km) z czego 14 km było treningiem interwałowym, a później stwierdziłam, że sobie jeszcze dołożę troszkę km spokojnej jazdy.
Ale nie to jest moim powodem dumy, najważniejsze jest to, że po rowerze miałam siły i chęci na przygotowanie sobie jedzonka do pracy. A więc przygotowałam sobie:
- śniadanie pierwsze (zjem o godzinie 8:30)
to: pół dużego jogurtu naturalnego + pół kostki twarogu chudego + jeden średni pomidorek + kawałek chleba własnej produkcji (z mąki pełnoziarnistej plus dodatki, które miałam akurat w domu - morela, płatki owsiane, otręby gryczane, babka plasznik, siemie lniane)
na śniadanie drugie zjem ok. godziny 12
to druga połowa dużego jogurtu naturalnego + dwie wkrojone pokrojone brzoskwinie z ogródka moich rodziców
oto zdjęcie
a trzecia przekąska jeszcze w pracy to na koniec, jakoś o 14 przygotuje sobie siemię lniane (cztery, pięć łyżeczek plus ciepła przegotowana woda)
mam nadzieje, że te posiłki spowodują, że jak będę wracać do domu to nie pochłonę wszystkiego na mojej drodze,
Ale to nie wszystko, przygotowałam sobie na obiad coś ekstra, co ja bardzo lubię i co moim zdaniem jest niezbyt kaloryczne,
Na rozgrzaną oliwę dałam jedną skrojoną cebulkę, sól, podlałam trochę wodą, poczekałam aż się troszkę rozmięknie, potem dodałam paprykę (miałam akurat żółtą), garść ziół, które rosną u mnie w doniczkach, później już tylko dodałam soczewicy i zalałam wodą,
ustawiłam na 40 min gotowanie i gotowe
Efektu końcowego nie mam, może ładnie to nie wygląda ale ja takie jedzonko bardzo lubię, a dla moich chłopaków mięsożerców przygotowałam w tym czasie dwa kawałki karkówki i sobie chłopaki będą jeść mięso i ziemniaki, Ja zamierzam jeść tylko to co mi smakuje, a takie smaki lubię.
Tak w ogóle przed poznaniem męża nie jadłam mięsa 8 lat,(wtedy nie miałam żadnych problemów z masą ciała) jak zaszłam w ciąże zaczęłam jeść ryby, ale gdy na świecie pojawił się bąbel to już się przełamałam i dla wygody (nie swojej!) robiłam jeden obiad dla nas wszystkich a nie gotowałam to co ja lubię jeść. Zaczęłam wtedy jeść "normalnie" jak dla mojego męża czyli: porcja mięsa, ziemniaki, ew. kasza, ryż, surówka i tak w kółko. I ten schemat pojawił się również na śniadania i kolacje. Zamiast ulubionych swoich brei warzywnych jadłam "normalne" kanapki już nie mówiąc o słodkościach, których przed ciążą w ogóle nie jadłam, a jak widziałam przyjaciółkę, która za jednym zamachem zjadła jakiegoś batona to mi się autentycznie robiło nie dobrze.
A teraz po pięciu latach mogę śmiało powiedzieć, że jestem uzależniona od cukru, tłuszczu, i nawet może mięsa. Najgorzej będzie z cukrem. Ale wydaje mi się, że przy zbilansowanej bogatej w warzywa i owoce diecie nie będę odczuwać ochoty na słodycze (no chyba oczywiście, że złapie mnie jakaś chandra)
Podsumowując ten wpis napisze wielki literami
ŻAŁUJĘ I TO BARDZO, ŻE PO PORODZIE NIE MYŚLAŁAM O SOBIE, TO BYŁ BŁĄD !
ŻEBY DAWAĆ SZCZĘŚCIE, TRZEBA NAJPIERW BYĆ SZCZĘŚLIWYM I DOBRZE CZUĆ SIĘ W SWOIM CIELE. A ja zwyczajnie chciałam dobrze dla chłopaków, ale to wszystko było kosztem mojej osoby. I takim sposobem przez pięć lat roztyłam się z 69 kg na 83, A BYŁO JUŻ 89 KG (NAJGORSZY OKRES - KONTUZJA KOLANA - I BRAK MOŻLIWOŚCI RUCHU, SMUTEK, ZŁOŚĆ I ZAJADANIE PROBLEMÓW)
AJAJAJ koniec z błędami!
na koniec wklejam zdjęcia mojego chlebka, bardziej chlebola zwanego inaczej cegłą
Buziaki !
siemapysia
14 sierpnia 2014, 09:38Ten chleb wygląda MEGA smacznie! Podzielisz się przepisem? :) Trzymam kciuki za Ciebie, a przede wszystkim, żebyś znalazła swoje wewnętrzne szczęście :)
formicarufa
14 sierpnia 2014, 09:58Bardzo prosty jest przepis, nie jest idealny ale mi smakuje, dodaje dużo składników dodatkowych i dla tego chyba jest taki twardy. A oto przepis: 1 kg mąki pełnoziarnistej żytniej, może być pszenna, ale pełnoziarnista, 700 ml wody, 30 gram drożdży, (w przepisie było 50 - pół kostki ale mi za bardzo przeszkadza zapach) sól. Drożdże rozpuszczam w wodzie, potem dodaje mąkę, mieszam rękami jakieś 7 min i dodaje do niego na co mam ochotę, akurat do tego dodałam: garść suszonych moreli, pięć dużych łyżek siemia lnianego, garść nasion babki płesznik, płatki owsiane dużo, kasza jaglana (mi bardzo smakuje w chlebie), otręby, można dodać co się chcę, i co się ma pod ręką (orzechy, rodzynki, daktyle, słonecznik, pestki dyni, czym chata bogata) Mieszamy, przykrywamy ściereczką czekamy 20 min, przekładamy do wysmarowanej masłem blaszki i pieczemy 35-40 min w temp. 220-230 stopni, przez 20 min, później 200 stopni. Ja zawsze robiłam z pół kilograma mąki, ale teraz zrobiłam dużą porcję z myślą że pociacham chlebek na kawałki i pomrożę i będę miała porcje do pracy na śniadanie. Tylko uwaga! chleb po wyjęciu z piekarnika jest tak pyszny, że nie można mu się oprzeć! Przeważnie kończy się tym, że pożeram kromki ciepłego chleba z masełkiem.
siemapysia
14 sierpnia 2014, 12:12już mi cieknie ślinka! :D serdecznie dziękuję! :)
NieidealnaG
14 sierpnia 2014, 09:36Tak często bywa, człowiek o sobie nie myśli a jeśli to na samym końcu ale ważne w porę się przebudzić i podjąć walkę :) Powodzenia :)