Wczoraj zaliczyłam obżarstwo życia. Bez beki- niesamowita ilość żarcia, do tego mega niezdrowego. "Poprawione" dzisiaj rano kakao z syropem, daktylami i figami.
No i co z tego? Lance Armstrong wygrał 7 razy tour de France po chorobie nowotworowej, to ja schudnę po tym wypadku przy pracy. :D
Zakasałam rękawy, obiecałam sobie, że już koniec obżarstw chociaż w tym roku, a najlepiej w życiu. Zgłosiłam się do psychologa, bo z psychiatrą współpracuję już dwa lata. Myślę, że intensywna terapia pomoże. A doraźnie:
- dzisiaj do końca dnia były już tylko płyny (soki warzywne)
- czwartek i piątek: same warzywa i błonnik spożywczy, dużo ziół
-sobota, niedziela: to, co wyżej+ kasze, płatki owsiane
-poniedziałek, wtorek: to, co wyżej + gotowane mięso i tłuszcze (oliwa, awokado itd.)
i potem normalna dieta odchudzająca, z fermentowanym nabiałem, orzechami, pieczywem itd.
Doraźnie jeszcze trochę spalania.
sesja 1. : 30min biegu (wczoraj)
sesja 2: 10min biegania po schodach z wysoką intensywnością +60min biegania w pagórkowatym terenie z niską intensywnością (ok.11km) dzisiaj
sesja 3: 20min orbitrek ze średnim obciążeniem+10min bieg (2km)+ 50min spinning wysoka intensywność + 15min bieg (trochę ponad 3km) dzisiaj
jutro sesja 4: długi spacer z psem w postaci marszo-biegu+ jakieś ćwiczenia
potem już luz:basen, te sprawy. Kontynuuję leczenie przetrenowania. Krótki skok w bok i wracam na dobre tory, bo w sierpniu wypadałoby już jakoś sprawnie się poruszać. Póki co niestety strasznie się pocę, ciężko oddycham i bolą mnie nogi. Nie jestem sobą. :( Ale tak wygląda przetrenowanie. Wiem, że napady obżartwa a potem spalanie oddalają mnie od powrotu do formy. Mam nadzieję, że to już się nie powtórzy. :)