Po całym zamieszaniu spojrzałam w moje blade i "nalane" odbicie i stwierdziłam, że muszę wziąć się za siebie. Z doświadczenia wiem, że nagłe zmienianie diety skutkuje tylko problemami trawiennymi więc zaczęłam stopniowo. Dodam, że w dalszym ciągu nie miałam czasu na ćwiczenia.
Po pierwsze zaczęłam od jednego jabłka dziennie, stopniowo ograniczałam cukier w herbacie i ilość smażonych dań. Stwierdziłam, że czarna herbata nie jest zbyt smaczna, przerzuciłam się na zieloną. Później lepsze śniadania: owsianka z rodzynkami (bez cukru), jajka w mundurkach. Pełnoziarniste makarony, brązowy ryż, chrupiące pieczywo (jem go bardzo mało więc starcza na długo), sporo warzyw i dużo wody.
W ten sposób schudłam jakieś 4 kg (od 62 do 58kg). W międzyczasie pojawiła się kolejna motywacja - moja druga połówka zaczęła ostro ćwiczyć w walce o większe mięśnie ;) w efekcie zyskałam współtowarzysza zdrowych obiadów ;) podbierałam mu gazety Mens Health, gdzie jest opisana masa różnych porad dotyczących żywienia. Gazeta dla mężczyzn, ale te podstawowe zasady są uniwersalne. Postanowiłam uderzyć w tłuszczyk, który mi jeszcze pozostał... tym razem do diety dodałam ćwiczenia :)
Początkowo bieganie (akurat śnieg stopniał i było kilka stopni na plusie), a później również programy fitnessowe Ewy Chodakowskiej (dostępne na you tube). Włączyłam do swojej diety więcej białka, żeby moje mieśnie miały z czego się regenerować i rosnąć.
Teraz zależy mi na tym, żeby nie przestać ćwiczyć, kontynuować to nad czym pracuję od miesiąca i zrzucić ten tłuszczyk który mi pozostał na dolnej części ciała. Chcę być szczupła i mieć tzw. "twardą" sylwetkę :) mocne mięśnie i dobrą kondycję.
Trzymajcie kciuki!
aannxx
12 lutego 2013, 15:04Powodzenia:*