mieszkam z rodzicami, od pewnego czasu to ja w pełni zajmuje się porządkiem w domu i mam wrażenie że bałagan mnoży się dwa razy szybciej niż kiedyś. Podłogi myje dwa razy w tygodniu, a i tak wciąż widze na nich kurz, naczynia kiełkują w zlewie jak szalone (wieczorem kładę się - pusto, rano budzę się - pełen), nie mówiać już że niemożliwe jest mieć przez jeden dzień pusty kosz z ubraniami do prania, a tylko trzy osoby. O prasowaniu nie wspomnę bo nie mam czasu się za nie zabrać, a wiem, że zajmie to jakieś 10 h (wcale tak wolno nie prasuje, tego po prostu tyle jest). Dziś zabrałam się za sprzątanie piwnicy, zaczęłam od najmniejszego pomieszczenia, suszarni, była tak zakurzona i zawalona gratami że imo że to tylko 6 m2 podłogi zajęło mi to ponad pół godziny i 20 ścierek, ale na koniec nie mogłam się naciszyć efektem. Przy kolejnym wolnym popołudniu zajmę się kolejnym pomieszczeniem w którym stoi magiel. To też będzie wyzwanie. Powiem wam, że nigdy nie myślałam, że sprzątanie będzie mnie odstresowywać. Zmęczona, ale szczęsliwa.
Menu
śniadanie - owsianka z ananasem
II śniadanie - danio i bana
obiad 1 - kuchenna łyżka kuskusu i surówki
obiad 2 - naleśnik z serem i polewą czekoladową
kolacja - jajecznica z 2 jaj, skibka chleba z masłem, nieco cukini i bakłażana
I tak, mam dwa obiady, bo ostatnio dużo czasu spędzam w pracy i muszę coś jeść bo inaczej mi się robi słabo. Może inaczej powinnam nazwać te posiłki, ale jakoś nie mam pomysłu.
Aktywność fizyczna - 1 h sprzątania i 1 h zumby oraz cały dzień na nogach, mam nadzieje że już odpokutowałam moje grzechy z weekendu majowego. jutro sprawdzę :D