Oficjalnie nadal chora, żołądek nie daje za wygraną. I oczywiście wszystko było ok jak siedziałam w domu, a jak tylko wyszłam do kosmetyczki (nie mogłam po raz drugi odwołać wizyty) to mnie zemdliło. Siedziałam tam półtorej godziny zwijając się na wszystkie strony i usiłując powstrzymać wymioty. Tak, mam totalnie dość. Obecnie zgodziła bym się na każde nawet najgorsze badanie jakie zaproponował by lekarz byle by w końcu przestało mnie boleć - powiedziała po 3 h zwijania się z bólu. Dobrze chociaż, że mam to L4. Zmęczona :( aż mam wory pod oczami :( No i narazie nici z siłowni, a naprawdę za nią tęsknie, ale chwilowo nie mam na nią nawet siły. A co do diety - cóż zdrowe odżywianie zawieszone, wjeżdżają sucharki i ... w sumie tylko to. Wogóle lekarz powiedział mi że mam stosować lekką dietę i - uwaga tu będzie cytat - "najlepiej jeść jak najmniej". Ha ha :D No ja wiem, że jestem na diecie, ale nie żeby od razu post na wodzie.
Dzisiejsze menu
śniadanie - duża skibka chleba z masłem i rzerzuchą
II śniadanie - szklanka maślanki z siemiem lnianym i 2 wafle ryżowe
obiad - krupnik
kolacja - 2 wafle ryżowe
P.s. Zachęcam do zagadki z kalorycznością batoników