jakos nic nie chudne, a nawet mam wrazenie ze zaczynam puchnac.... dlatego zmotywowalam sie i wytaczam bron bojowa... dzisiaj dieta nawet przyjemna ale okrojona oj okrojona, mam zamiar teraz ograniczyc troche pieczywo, bo chyba za duzo go pochlaniam. Dzis przejechalam 20 km na rowerze i wieczorem okolo godzina joggingu.... musze jakos wyszczuplic nogi i pozbyc sie tych okropnych galaret.... masakra, omijam od soboty lustra a to po przymierzeniu jeansow w sklepie... porazka.... nie ma oczym mowic...... zastanawiam sie czy od biegania jakos naprawde wymodeluje moje balerony ( czyt.nogi). Ciesze sie ze wogole daje rady biegac, postawilam na wysilek fizyczny i trenowalam od stycznia conajmniej 3 razy w tygodniu, przynajmniej z kondycji jestem zadowolona, no ale nie z wagi dziewczyny.... myslalam ze waga 66 to dla mnie optymylna bedzie, ale mam teraz te 67 i nie skacze ze szczescia przed lustrem..... no coz widocznie musze bardziej sie postarac............
latwo sie mowi..................................