Hej,
to moja chyba już milionowa próba schudnięcia, z każdą próbą wraca więcej i więcej kilogramów.
Moje ciało wygląda coraz gorzej, w sklepach brakuje ubrań na mój rozmiar, chodzę w tym co jest... co sprawia, że nie ubieram się dobrze. Jestem niechętna, kiedyś byłam pełna życia, teraz do wszystkiego trzeba mnie namawiać, jestem wiecznie niewyspana i mam problemy z koncentracją, ciągle czegoś zapominam, coś gubię.
Mam grono przyjaciół rodzinę i męża, mąż i mama napierają żebym się za siebie wzięła, moja reakcja aż nadto oczywista - złość, bo przecież ja nic takiego nie robię, nie wiem czemu tyję.
Bzdura, robiłam już badania hormonalne, wszystko jest ok, jedyna rzecz, która jest nie tak to mój sposób życia, moje żywienie i brak ruchu. O ile ruch będzie ciężko zmienić (często wychodzę z domu o 6 a wracam o 21), o tyle żywienie mam nadzieję jeszcze się da.
I tutaj problem nie tkwi w obiadach, kolacjach itp. (te też czasami bywają zbyt obfite i zbyt kaloryczne, ale zwykle są pełnowartościowe i lekkie), o tyle w drodze na dworzec potrafię kupić sobie bułkę, czekoladę i słodki jogurt do picia i to wszystko zjeść w ciągu 1h 22m podróży. Tak... całą czekoladę. Jak na spowiedzi. Sama zadbałam o to, żeby być otyłą, wiem, że otyłość zabija, niszczy. Nie chcę młodo umrzeć, chcę żyć dla mojego dziecka i męża.
To jest uzależnienie od cukru, bardzo, bardzo silne uzależnienie, z którym nie umiem sobie poradzić.