W piątek wreszcie się odezwał. Już myślałam, że kolejna osoba zagrała na moich uczuciach. Przez moją przypadłość stałam się bardzo słaba psychicznie, chyba nie poradziłabym sobie z następną porażką. Cały świąteczny weekend, potem kilka następnych dni... całkowite pogrążenie w rozpaczy. Tylko smutek, żal i kilka wylanych po cichu łez. W tajemnicy przed światem, przed samą sobą. Do tego pogoda, która wcale nie pomagała. Ale wystarczył jeden telefon. Jedna rozmowa która być może uratowała moje życie. Nie wiem, czy wytrzymałabym jeszcze kilka dni w tej melancholii. Rozmawialiśmy tak godzinę,od 11. Potem jeszcze długo nie mogłam spać. Cały czas myślałam. On mnie rozumie. Sam ma podobny charakter, myśli, problemy. Rozumie mnie jak nikt, mimo, że prawie wcale się nie znamy. Widzieliśmy się tak na prawdę może 3, góra 4 razy, a ja wiem o ważnych rzeczach dla niego, on zna moją tajemnicę. Chciałoby się powiedzieć przyjaciel... jednak ja boję się już nazwać tak kogokolwiek. Nie wiem, czy znajdę na tyle odwagi by znów zaufać na tyle, by móc tak kogoś nazwać.
W sobotę obudziłam się z jakaś ulgą na sercu. Było mi nieco łatwiej spojrzeć na świat. Wieczorem wybrałyśmy się z dziewczynami na kręgle. Muszę przyznać, ze fajnie się bawiłam. Mogłam na chwilę zapomnieć o wszystkim i skupić się wyłącznie na zabawie.
Dopiero teraz gdy przeglądam zdjęcia z wczoraj widzę, akie chude mam nogi. Dlaczego wcześniej tego nie widziałam?
borderland
9 listopada 2015, 12:59Jezu jakas chuda
angelisia69
9 listopada 2015, 04:03wlasnie widzisz ze jednak masz za chude te nozki :( jak patyczki.zrob cos z tym!