po dwudniowym weselichu czuje się, jakbym dopiero zaczynała całą tę zabawę z dietą... nie ważyłam się na wszelki wypadek po powrocie i zostawiam to sobie dopiero na kolejną sobotę, mam więc czas, żeby jakoś te dwa kroki wstecz chociaż wyrównać. A dwa kroki w tył na pewno były, bo jedzenie na weselu było naprawdę niezłe no i nikt nie pomyślał chociaż o coli light do drinków więc opiłam się słodkich napojów ;) Całe szczęście tort był wyjątkowo nieudany i w ogóle słodycze bardzo słabe, więc sobie darowałam, a przy jedzeniu dań wszelakich nie uwzględniałam ziemniaków i chleba, więc i tak jestem całkiem z siebie dumna.
Przechodząc do dzisiejszego porządku, oto menu poniedziałkowe:
śniadanie: pół bułki z pasztetem (genialnym dziełem mojego Taty) i ogórkiem kiszonym - może nawet z 300 kcal... ale warta była tego :)
II śniadanie: muesli z jogurtem naturalnym - 300 kcal (a wydawałoby się, że takie to zdrowe i dietetyczne...)
kawka: 50 kcal
lunch: sałatka grecka z łososiem wędzonym - też pewnie ze 300 kcal
obiad: 2 gołąbki albo raczej gołąbeczki :) - ustaliłam, że ok 250 kcal
kolacja: jednak piwko.... 250 kcal
w sumie: 1450
jest OK, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę okoliczności łagodzące, a mianowicie zbliżającą się wielkimi krokami @ i spowodowany tym apetyt.
to by było tyle na dziś. Przejdę się po kilku pamiętnikach i zobaczę co u Was słychać :)
buziaki!
Just69Me
15 maja 2012, 22:38Podejrzewam, ze wcale nie bylo tak zle z tym opychaniem jak piszesz. Ja planuje dac do pieca w najblizszy weekend, bo tez mam okazje i nie zamierzam sie ograniczac w niczy. No, ale do tego czasu bede twarda. Juz cos zaklikalo takiego, ze chyba pojdzie. Nos do gory i walczymy dalej.