Połowa urlopu minęła, a ja czuję się bardziej zestresowana niż wypoczęta. Ostatnio kilku dni to łażenie od dentysty do masażysty i bieganie po badaniach. Jeśli o spotykanie znajomych chodzi, to i owszem, poszłam odwiedzić moja dobra pania endokrynolog, której nie musiałam widzieć przez ostatnie 15 lat. Werdykt? Do domu wracam z Hashimoto. Nie, to nie jest egzotyczna roślina, antyczna pamiatka czy nowej generacji depilator... Zagadka moich zmiennych nastrojów, braku radości życia czy chęci do czegokolwiek, a przede wszystkim tego uporczywego codziennego zmęczenia, wyjaśniona... Choroba Hashimoto, czyli jak się właśnie doweidziałam, przewlekłe limfocytarne zapalenie tarczycy, co oznacza terapię do końca życia. Niecierpię, kiedy moje własne przeciwciała odwracaja się przeciwko mnie. No zdrada po prostu i już!
Pozytywna strona tego jest taka, że przestanę siebie nazywać tłusta świnka. Wyjaśniło się dlaczego mi na wadze przybyło a na głowie ubyło. Wygladam szaro i mizernie, ponieważ tam od źródła coś nie działa. Trochę się wkurzyłam, przyznam szczerze. Chciałabym być jedna z tych odważnych osób, które biora takie wiadomości na klatę. Chciałabym się nie wkurzać, ale się wkurzam. Już nie chodzi o to, że odtad będzie do mnie japończyk przyczepiony, najbardziej mnie martwi sprawa ciaży. Tak mi się życie ułożyło, że dzieciaczków jeszcze nie ma, ale chcę, żeby były, a przy tej chorobie jest podobno trudniej donosić.
No nic, krok po kroku. Terapię zaczynam od jutra i ze zniecierpliwieniem czekam na pierwsze efekty poprawy. Chcę z powrotem swoja głowę i koncentrację!
A tak z innej beczki, to zakupiłam sobie nowe turbo wyzwanie Ewci Chodakowskiej. Idealne rozwiazanie, na codzienne poruszanie czterech liter...
Czas trochę pourlopować.
fattyhatty
11 czerwca 2014, 14:37Dzięki kochane. Będzie dobrze :)
lilith1981
11 czerwca 2014, 07:40Wyrównana tarczyca i wszystko będzie ok :)
Marczita96
11 czerwca 2014, 07:05Nie załamuj się Kochana! :* Mam nadzieje że wszystko się ułoży i trzymam kciuki za terapię :))