Miałam powiedzieć, że z rok mnie tu nie było, a tak naprawdę już ponad rok minął. Śmiać mi się chce, bo wagowo, praktycznie nic się nie zmianiło od ostatniego ważenia. Sylwetkowo - wiele.
Prawda jest taka, że nienawidzę diet. Diety działają na mnie destruktywnie i zawsze kończą się tym samym - szybkim powrotem kilogramów, które traciło się długo i w pocie czoła.
A więc co się zmieniło?
Dużo!
Chłopak, praca, dom... Podejscie do życia i do siebie samej.
W ciągu ostatniego roku powróciłam do źródeł - sztuk walki. Więc po trzynastu miesiącach jestem w kung fu trzy pasy do przodu i mam pięknego tricepsa.
Mam dużą pupę i szerokie uda i wiecie co? Kocham je. Po raz pierwszy w życiu mogę to prosto z mostu powiedzieć. Centymetrów nie ubyło, ale tam gdzie kiedys mi fałdki zwisały, tam dzisiaj są mięsnie moje kochane, które sprawiają, że daję radę dokopać facetom o głowę wyższym (tak własnie, to się zdarzyło ostatniej soboty).
I po co o tym mówię? Chyba po to by wszystkim powiedzieć, że cudów nie ma, jest tylko ciężka praca.
Tym samym, walka o nową sylwetkę ne powinna być walką z sobą samym. Ważne jest by znaleźć to, co się lubi i do czego nie trzeba się zmuszać. Jeżeli dążenie do celu pełne jest wyżeczeń, zaczynamy je sobie rekompensować tak szybko, jak cel zostaje osiągnięty, a przecież nie o to chodzi.
kompleksowa2014
23 kwietnia 2014, 20:01uwierzyłaś w siebie , gratulacje :)
GOSIA.malgorzata7
23 kwietnia 2014, 19:51To prawda. Grunt to pokochac siebie , i robic to co sie lubi. Gralutuje i pozdrawiam. Gosia