No cześć! Witajcie w ten upalny poniedział. Kiedyś często powtarzałam: "od poniedziałku biorę się za siebie". Teraz nie musiałam tego mówić bo wzięłam się w garść w zeszły poniedziałek :D
Kilka słów o weekendzie. W piątkowy wieczór oglądaliśmy różne filmiki o zjawiskach paranormalnych. Później mąż próbował przekonać mnie, że musimy sprawić sobie tabliczkę Ouija, żeby pogadać z duchami. Oczywiście nie ma takiej opcji. On oszalał, jeszcze tylko opętania mi brakuję... W sobotę byłam w lesie. Aktywność maksymalna, pięć godzin łażenia i przedzierania się przez dzikie knieje. Grzybo-zbiór marny ale na sos było. Wyprawa odbyła się w składzie: tata i mąż. Był też pies i paw. Pisząc "paw" nie mam na myśli ptaka. Po prostu pies był tak podekscytowany wyprawą, że puścił bełta w aucie. To był bełt psiej miłość Później mąż z efektami niczym Spielberg, nakręcił film, w którym ucieka przed Wielką Stopą. Haha było wesoło. Po powrocie do domu padliśmy na trzy godziny. Wieczorem dopadła mnie słabość i wypiłam kilka drinków - gin z tonikiem. Eh no trudno...dobrze, że przynajmniej z jedzeniem nie pofolgowałam. Niedziela spędzona w domu. Było tak gorąco, że odpoczynek w domu wydał się pomysłem bardzo rozsądnym.
Dodatkowo nastały dla mnie ciężkie babskie dni. Jestem spuchnięta ale za dwa dni powinno być już ok. Kolejne dni mają być upalne więc arbuz wjeżdża do gry . Uwielbiam ten owoc. Pychota mniam.
Patrzcie na tą fotę :D Huehuehue
Tetris
31 lipca 2017, 14:05A to widzę, że startujemy od tego samego dnia. To będziemy się ścigać;)
fatira
31 lipca 2017, 14:08Nooo po tych schodach :D