To było 4 miesiące temu...
Weszłam na wagę i spojrzałam na wyświetlacz.... stanęłam i patrzyłam, a tam tylko trzy czerwone kreski... Pomyślałam sobie: co jest grane, waga się popsuła, czy jak? W głowie zaczęło mi jednak świtać zupełnie inne wyjaśnienie tego dziwnego fenomenu... na samą myśl o którym ogarnęła mnie panika. Nie to nie możliwe, jeszcze 4 tygodnie temu było 146 kg, przecież nie da się tak szybko przytyć. Fakt, to był dziwny miesiąc, zero wychodzenia z domu, nauka, spanie po 3h-4h na dobę, hektolitry kawy i przekąski non stop, ale żeby aż 4 kg.
A jednak dokładnie tak się stało, waga nie była popsuta tylko ja byłam zbyt ciężka...
To chyba był jeden z najgorszych dni w moim życiu, nie potrafiłam się cieszyć z bycia świeżo upieczonym magistrem, w mojej głowie cały czas krążyły wizje 300 kilogramowego monstrum, nie będącego się w stanie samodzielnie poruszać, jak z filmu "Co gryzie Gilberta Grape'a". Dotarło do mnie, że być może już całkiem niedługo taka właśnie będę. Powiedziałam sobie NIE po prostu nie i koniec. Nich mi zrobią operacje, wytną pół żołądka albo jelit, czy co tam jeszcze chcą. Nic mnie to nie obchodzi, niech mnie okaleczą, ale ja już więcej nie przytyję!
Potem trochę się uspokoiłam, poczytałam sobie o takich operacjach i doszłam do wniosku, że jednak wolałabym żeby mnie nie okaleczali. Postanowiłam, że dam sobie ostatnią szansę. Odgrzebałam stare papiery z wizyt w Instytucie Żywienia i Żywności (prawie rok wcześniej byłam tam u lekarza i dietetyka) i zaczęłam.
Dzisiaj mija 4 miesiące od tamtego strasznego dnia, schudłam już 22 kg (w pierwszych kilku dniach straciłam te przeokropne cztery), waga spada dalej nawet się boje, że trochę zbyt szybko.Staram się stosować dietę tysiąca kcal (zgodnie z zaleceniami z instytutu to jest właściwie 1250 kcal) i od połowy lipca prawie codziennie pływam. Jakoś się trzymam, ale ciągle się boję, co będzie dalej. Na dodatek wciąż nie znalazłam pracy. Wiem wiem, kryzys i w ogóle, a poza tym nie za specjalnie mam jakieś doświadczenie, ale to powoli staje się coraz bardziej frustrujące. No nic trzeba jakoś żyć.
lol ciekawe czy ktoś w ogóle przeczyta te moje wypociny...
migdalor
14 czerwca 2011, 19:20ja zaczęłam czytać :) o Tobie dowiedziałam się od mrówci :) i swoim zwyczajem zaczyna czytać pamiętnik od początku.... i patrząc na twój paseczek ...już wiem ze będziesz dla mnie inspiracja:)
AnkaWroc
29 września 2009, 19:14Dopiero teraz trafiłam na Twój pamiętnik. /// Chyba każdy kto na poważnie zaczyna się odchudzać musi przeżyć taki szok i uświadomić sobie co chcę osiągnąć. Tobie świetnie to wychodzi.Trzymam kciuki :) Bo na pewno Ci się uda :*
skorpionela
1 września 2009, 22:52i życzę Ci powodzenia, jeżeli pozwolisz będę do Ciebie zaglądać. Trzymam kciuki i wysyłam pozytywne fluidy.
anula197731
1 września 2009, 16:46Przeczytałam i podziwiam. 22 kg w 4 miesiące ---- normalnie szok. Trzymam kciuki za dalsze postępy. :)))
joanna35
1 września 2009, 15:45Ktoś przeczytał :) widze że znowu walczysz i idze ci swietnie :) 22 kg przez 4 miesiace to super wynik :) trzymam za ciebie kciuki bo wiem ze dasz rade i z kilogramkami i z pracą :) Pozdrawiam :)