Rano zjadłam jajko i zaczęłam trening 0 8:00, rowerek 40 min i ćwiczenia na brzuch, więc samo to, że jest po 9 a ja mam większość planu wykonanego wprawiło mnie w dobry nastrój. (i fotki, które zrobiłam rano, we wpisie poniżej) Nie na długo jednak, bo wiadomo, wraz z rozpoczęciem dnia, zaczyna się życie z innymi ludźmi, a to rodzi konflikty i problemy i tak też niedługo po szczęśliwym treningu spotkała mnie seria nerwów. A co, poniedziałek, hello, jakoś trzeba zaaplikować komuś nerwy, aby się tydzień nie nudził!!! Potem jakoś się wykraskałam z opresji i postanowiłam w spokoju zjeść owsiankę i napić zielonej herbaty. Po czym zaplanowałam wyjście na miasto i tak też poszłam. Tam jednak czekała mnie jedna poważna rozmowa prywatna i 2 niekompetentne panie w sklepie sportowym, którym nie chciało im się sprzedać mi obuwia do biegania. Buty które kupiłam w listopadzie strasznie mnie obcierają i po prostu muszę mieć nowe, a tu lipa, bo się nie chce jednej i drugiej rozmiaru donieść. Rozmowa prywatna nie przyniosła mega rezultatów, było neutralnie ze wskazaniem na mały plusik. Nie rokuję jednak dobrze tej sprawie. Zjadłam obiad w barze mlecznym, to był najpyszniejszy posiłek w ciągu ostatniego roku, przeżyłam szok. Zamówiłam sobie pieczeń wołową w sosie grzybowym i do tego kiszoną kapustę. Mięso za każdym kęsem zmuszało mnie to mówienia na głos: o jejku, jakie to pyszne!!!, nie mogłam się powstrzymać. Teraz czeka mnie jeszcze kolacja u przyjaciółki. Zaprosiła mnie na degustację serów:D Kupiłam winogrona:D Pewnie bez lampki wina też się nie obejdzie.
Dzień zaliczam do tych owocnych ze względu na pewne dojrzałe decyzje i rozmowy, które w końcu ze mnie wypłynęły. Za spokój, który na chwilę do mnie przemówił:D
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie!!!