Na basen chodzę ponownie po grudniowej przerwie ( nie wiedziałam, ze po zaledwie miesiącu nie-pływania mogę aż tak opaść z sił!), staram się więcej ruszać, nawet w codziennym życiu, no a w przyszłym tygodniu znów zacznę przemierzać część drogi do pracy pieszo, bo w wyniku robót drogowych wyłączają komunikację miejską( czyli pieszo nieco ponad 2 km w jedną i dwa w drugą- w sumie to żaden wyczyn :/ ) Teraz gdy jest tyle śniegu to za bardzo nie uśmiechają mi się piesze wędrówki, bo mam wrażenie, ze nogi mi się rozjeżdżają na śniegu i męczę się niemiłosiernie brodząc po nieodśnieżonych ulicach ( w sumie dobrą stroną jest to, że spalam pewnie wówczas więcej kalorii...).
Pilnuję aby nie podjadać- czyli aby nie zastępować papierosów słodyczami, ale nie jest to łatwe. Czasem mam tak silną chęć na coś, że czuję, że zwariuję jeśli czegoś nie przegryzę... Mam wrażenie, że to jakiś rodzaj choroby psychicznej, czy obsesji :/
Ale z okazji rozpoczynającego weekendu raczę się właśnie lampką czerwonego wina, memłając w buzi niquitin- i serdecznie pozdrawiam :)