No i trwa mój ulubiony miesiąc. No i jak na razie to koniec pozytywów w moim życiu :) Nie no nie jest tak źle, to ostatni miesiąc mojej męki na dwa etaty, jeszcze tylko dwa tygodnie i od października stabilizuje swoje życie. Jej, to co u nie się dzieje, to istne wariatkowo,sama się gubię już co i jak.W pracy zmiany, nie wiem jak długo to trwać będzie,przez zmeczenie jestem rozhuśtana emocjonalnie. Postanowienia dotrzymuje, z małymi wyjątkami, bo non stop głodna chodzę, czasem coś słodkiego przegryzę, bo mam wrażenie, że może to mi choć trochę siił doda. Mam chęć już to rzucić w cholerę. Pracę znaczy się, a nie postanowienia. No i chyba poszukam czegoś innego. Nie, nie to, ze narzekam na pracę. Po prostu musze znaleźć coś stabilnego. Bo z miesiąca na miesiąc nie wiem na czym stoję. Niestety. I jeszce okres mi się spóźnia. Cała napuchnięta chodzę, a to mam nadzieję wynik stresu, a nie czegoś innego :) Wczoraj dla rozładowania poszłam na dwie godziny aerobicu,a dziś na krześle nie mogę usiedzieć, tak mnie pupa od zakwasów boli :)
ach, cóż, zabieram się za pranie i sprzątanie bo jakoś tak dom zaniedbuję przez to chroniczne zmęczenie. Źle mi trochę na serduchu. Ale tak czasem bywa.
Catherine92
15 września 2011, 20:03Mam nadzieję, że wszystko niedługo wróci do normy i będziesz zadowolona. Co do okresu, może to przez odchudzanie. Przynajmniej u mnie chyba właśnie to było powodem prawie 3 miesięcznego jej braku.