Nie chce mi sie pisac za bardzo, ale ciesze sie, ze waga w dol. Powoli, bardzo powoli, ale w dol. Na razie 2 kg.
Wczesniej optymistycznie zakladalam, ze bede chudla 1kg na tydzien, ale przy moim zapale i metabolizmie okazalo sie to nierealne. Przynajmniej na teraz. Moze jak juz organizm wpadnie w rytm, bo bedzie szybciej szklo...? Zmienilam wiec na 0.5 kg na tydz i przestalam sie stresowac.
Niestety moja glowna wada jest niecierpliwosc - zwlaszcza wobec diety.... Kilogramy sie gromadzilo przez lata, ale teraz to chcialabym zrzucic wszystko w jeden dzien.
Heh, pamietam w pierwszym tygodniu to absurdalne uczucie, ze przeciez jestem na diecie kilka dni a jeszcze nie wygladam jak model, prognozowany w chwili obecnej na koniec lutego. No po prostu niewiarygodne!
Teraz troche bardziej sie uspokoilam i buduje nowe nawyki.
Ogolnie to jest mi ciezko, ale staram sie nie tracic celu z oczu. Na lodowce mam powieszony model 3D docelowy i glaszcze go sobie czule kiedy jestem sama. Jak maja przyjsc znajomi, to go dobie chowam pod inna kartka dla niepoznaki :)
Jutro jade na targ warzywno - owocowy i zrobie sobie zakupy na caly tydzien. Z poprzedniego wypadu zostala mi jeszcze cala masa okry, z ktora musze cos zrobic i do zamrazalnika w porcyjkach.
Pozdrawiam!