Spacer zaliczony, 3,3km. Do Biedronki i z powrotem, na piechotkę i po górkę (powrót) Spociłam sie jak mysz, a według wskazań aplikacji spaliłam tylko 190kcal. No dobre i to, wieczorem na bieżni spale drugie tyle ;)
Wszystko ładnie, pięknie, ale moje dzisiejsze kontrolne ważenie zwaliło mnie z nóg, bo przytyłam w tym tygodniu 400gram. Porażka. Gdzie jest moje obiecane gubienie tygodniowo 0,9kg? Zastój przeczekałabym cierpliwie, ale wzrost wagi? Oddala sie wizja ujrzenia szóstki z przodu do końca roku, właściwie do świąt, bo w święta wiadomo :) dyspensa.
Napisałam do dietetyczki, ciekawe czy coś wymyśli, co by mi pomogło w moich zmaganiach. Diety oczywiście nie przerywam, ani aktywności fizycznej, tym bardziej. Chciałabym jednak widzieć jakieś spektakularne efekty. Nic tak nie motywuje jak spadki wagi.
Tarjaa
13 listopada 2015, 12:09Rozumiem Twoje rozczarowanie, tez by mnie to zezloscilo. Trzymam kciuki, aby waga wkoncu zaczela spadac :)
eszaa
13 listopada 2015, 12:13ta dieta, mimo ze juz kolejna, uczy mnie cierpliwości Moze gdybym sie na niej katowała inaczej bym to odbierała i walnęła w kąt,ale jest smacznie;)