Ślub i wesele Siostry było w sobotę, na warszawskiej Starówce. Szykowanie na szybko, więc nie było czasu na uprzednią refleksję o diecie i wpływie dań weselnych na figurę. Zgłębiłam temat dopiero PO imprezie, ale utwierdzając się w swojej wcześniejszej opinii. Otóż- co jeść na weselu? ODP. wszystko na co ma się ochotę. Oczywiście w rozsądnej ilości, nie przejadając się. W końcu wesele to okazja raz na jakiś czas. Przy zachowaniu umiaru i powrocie do diety po imprezie, nic złego stać się nie może.
Od wczoraj przeskoczyłam już na zwyczajne tory i nie daję sobie pofolgowac. Nie mam też wyrzutów sumienia z powodu soboty. Przeciwnie, dania były nawet tak skomponowane, że wydawały się dość bezpieczne. Np: Duszone polędwiczki z kapustą i grzybami. Nietłuste, apetyczne, i sycące już w małej ilości. Z szaleństw to tylko tort weselny i po jednym kawałku sernika i szarlotki. Gdyby nie to, mojego jedzenia nie mozna by prawie nazwać grzechem. ;-).
Martwi mnie coś innego. Ten ślub mnie zdołował....A dół wynika z obserwacji. Moja Siostra jest juz w związku 5 lat, wiem, że są szczesliwi. Potrafią się cieszyć sobą i życiem. Znajdują czas na wypoczynek, na weekendowe wycieczki, na wspólne studia, pracę, obowiązki. Wspierają się. A ja...?
Jestem 13 lat po slubie, mamy dziecko. Z powodu ciagłych problemów nie odwazyliśmy się nawet wziąc razem kredytu. Każde żyje w innym świecie. Dzieli nas swiatopogląd, wykształcenie, podejście do życia. Mąż jest dobrym człowiekiem, ale skrytym, małomównym, niechętnym do konfrontacji, do powaznych rozmów, do podejmowania decyzji, - zyciowo stoi w miejscu, podczas gdy ja chciałabym się rozwijac. Bardzo mnie to ciągnie w dół...I odkąd wróciłam z Warszawy nie mogę o tym przestać myśleć, ciągle che mi się płakać. :-(.
Nie wydaje mi się, żeby była to sytuacja do odkręcenia. Chciałabym żyć inaczej, ale to się już nie spełni, nie ma co się łudzić. Zmiana życia to narażanie się na dziwne układanki w różne relacje, pewnie nie do końca odpowiednie, zanim w ogóle znalazłabym kogoś, kto naprawdę byłby moim przyjacielem. Odchodząc zadaje się ból drugiej osobie, i swojemu własnemu życiu, wieszając na nim etykietkę: ROZBITE i NIEUDANE.
Jesli ktoś ma jakieś refleksje w tym temacie, prosze o wsparcie....Może ktos przezył cos takiego? Jak zyć dalej? Nie wiem....
Esthere
20 października 2014, 15:44przede wszystkim do rozwiazywania problemów potrzebna jest rozmowa, a on nie lubi rozmawiac o trudnych rzeczach....nie podejdzie sam, nie zapyta czy mam z czyms problem....Okazuje uczucia oporowo. A potrafi. Bo córce okazuje. Jest czuły dla niej.
kasiulkax
22 października 2014, 10:22to może coś się wypaliło w stosunku do Ciebie skoro córce okazuje uczucia? Zawsze tak się zachowywał, czy dopiero od jakiegoś czasu? współczuję
Esthere
20 października 2014, 15:42Co mam na mysli mówiąc o różnicach? Światopogląd- kwestie społeczne, religijne....Ja nie jestem w zadnej religii obecnie, staram się po prostu zyc....on zas działa w jednym z protestanckich ugrupowan, ma swoje zebrania, spotkania, wierzy w to....Ja powoli przestaję. No i są spięcia. On miał opór zeby wejsc do Kościoła na slub mojej siostry. Moze nie opór, ale zrobił to niechetnie. Mnie to drazni. Nic mi sie przy nim nie chce....:-(
Esthere
20 października 2014, 15:30Sebekm- uważam, że nie pozwala mi się rozwijać, bo ostatnio wprost powiedział, że nie przyjmuje do wiadomości tego, żebym szła na podyplomówkę. To raz. Dwa- on jest z każdym pomysłem na nie. Sam nie zaproponuje, a moje propozycje sie nie podobają. Nie ma w nim zycia, działania, odwagi, chęci do rozwoju. Wykształcenie nie ma moze nic do rzeczy, ale jednak ma o tyle, ze ktos kto sie uczy prędzej zrozumie czująś ku temu potrzebę... Jak patrze ze w nim brak zycia kompletnie, to i mi prechodzi ochota na cokolwiek. Czuje sie sama, z działaniami i marzeniami, z planami i pomysłami.
Sebekm
20 października 2014, 14:48Ale dlaczego uważasz, że on nie pozwala ci się rozwijać ? Przecież, to że on nie jest przebojowym, przedsiębiorczym człowiekiem nie oznacza, że ty taka nie możesz być. Możesz zrobić coś dla siebie i być z nim szczęśliwa. Co masz na myśli, że dzieli was światopogląd, podejście do życia ? I co ma do tego wykształcenie ? Moja siostra ma wyższe wykształcenie a jej mąż ma zawodowe ale jest bardzo pracowitym dobrym człowiekiem więc wydaje mi się, że wykształcenie nie ma nic do rzeczy.
kasiulkax
20 października 2014, 12:38A może rozmowa z mężem coś zmieni? Może jemu też coś nie pasuje i nie mówi o tym? może też chciałby abyś coś wymyślała, planowała? jeśli zaś chodzi o kredyt to tutaj ważniejsze są dochody niżeli podejście każdego z nas do tematu, my akurat mamy wspólny kredyt, bo mieszkać gdzieś trzeba, ale staraliśmy się go wziąć na jak najkrótszy okres, bo dziś pracujemy a jutro? teraz różnie jest z pracą.. wykształcenia jakoś sama nigdy nie brałam pod uwagę w związkach, ważniejsze jest kto jakim jest człowiekiem, wspólne dogadywanie się itd. można być zupełnie różnymi ludźmi a jednak dogadywać się i cieszyć sobą. Pozdrawiam
karanu
20 października 2014, 09:16Tak , masz racje.W moim przypadku to psychika! Kompulsy! Itd.! Mam stres od razu rzucam sie na jedzenie! A własciwie jestem sama w obcym państwie ! Daleka od rodziny znajmoych
MonikaGien
20 października 2014, 09:16Ja nie pomogę, my z mężem rozumiemy się bez słów, oczywiście momentami nie jest idealnie bo chyba nie ma związków idealnych. Kto u Was jest głową rodziny? chyba Ty, bo piszesz że mąż życiowo stoi w miejscu, więc żyje dniem dzisiejszym? U mnie mąż ciągle coś wymyśla, zaimopnował mi tym że jest taki zaradny, przyszłościowy, lubi oszczędzać, mieć, jest samcem alfa. Niech on rządzi bo mi jest tak dobrze, czuję się bezpiecznie, a to jest w związku bardzo ważne. My jesteśmy dopiero 5 lat po ślubie, ale mamy swój wiek i oboje wiedzieliśmy poznając się, czego chcemy od życia. Niestety dużo jest związków takich jak piszesz, takie to życie, trzymaj się! Pozdrawiam