Po urlopie mega kac moralny, bo popłynełam. Zwłaszcza przez głupie podjadanie słodyczy. Jak zacznę to nie potrafię się opanować. Powinnam też zrobić nowe badania tarczycy ale się obawiam :P
Jutro wracam do pracy, dzis grzecznie przygotuje jedzenie na jutro i pozostaje miec nadzieję, że w pracy nie będzie pokus.
Jak sobie radzicie z pokusami? kiedy słodycze lezą i tylko czekają żeby je zjesc? U nas w pracy tak jest, a schowac nie mogę bo to dla wszystkich :P
CzarnaOwieczka85
20 lipca 2020, 15:11Oj niestety słodycze to też mój problem... Staram się jeść mniejsze zło albo owoc albo cos co ma malo kalori ni milky way lub pasek czekolady ale wliczam to w swój limit dzienny
Janzja
20 lipca 2020, 12:08U mnie leżą. Przed powrotem do pracy po koronaferiach zawzięłam się i zrobiłam plan wszelakich niebezpieczeństw czyhających na mnie w robocie, bo robota to u mnie jedna z głównych pięt achillesowych jedzeniowo. Co do słodkiego w pracy dzieli się to u mnie na: drobne pitupitu na jakie mam nijaką ochotę, ale zjadam bo są pod ręką oraz Ciasta przez duże C. Co do pitu pitu trenuję asertywność i nie pituję - pilnuję w pracy by jeść swoje posiłki, albo mam inne zagryzki alternatywne (aczkolwiek po trzech miesiącach skubnęłam, ale nie garść tylko dwa w końcu ;)). Ciasta - tylko po pasku i do mojego posiłku po czym uciekam z krzykiem w siną dal. Reasumując - swoje coś dobrego, może owocowego bym miała pod ręką by to jeść, a nie jakieś słodkie w zasięgu. Koleżanka mówi na to "plastikowe" ;).
Erza_Scarlet
20 lipca 2020, 13:05Dzięki za super odpowiedź:D Dobrze wiedzieć, że nie tylko u mnie taie niebezpieczeństwa. Te drobne pitu pitu to złooo bo jak już skubne to przepadam, najlepiej w ogóle nie zaczynać. Do ciast to mam ogrona słabośc, takze ucieczka to najrozsądniejsze wyjście rzeczywiście XD