Coś się ruszyło i nie chodzi mi o kwestie mej aktywności fizycznej, bo ona akurat ma się dobrze. Ba, nawet troszkę dzisiaj przegięłam, ale o tym później. Nie chodzi również o spadek kilosów i centymetrów. One też mają się dobrze.
A więc? Mam na myśli przygotowywania związane z egzaminem specjalizacyjnym. Znam już termin. Teraz trza zewrzeć pośladki i wykazać się takim hartem ducha jak w przypadku ćwiczeń. Musi się udać, albo czeka mnie egzamin w sesji wiosennej, co pewnikiem nałoży mi się na sesje egzaminacyjną na studiach podyplomowych, a tego bym raczej nie chciała. Chociaż przez chwilę rozważałam takową możliwość (leniuszek się obudził - uśpiłam go jednym ciosem ;)). Dzisiaj poświęciłam godzinę, a od jutra zaczynam podobny maraton jak z ćwiczeniami. Dobrze, że mam teraz urlop ;)
Skoro, jesteśmy przy ćwiczeniach...ustaliłam limit godzinowy ćwiczeń, czyli postanowiłam nie przekraczać 4 godzin dziennie. Wszak nie jestem zawodowcem... i cóż, dzisiaj złamałam owe ustalenie i ćwiczyłam zdecydowanie ponad cztery godziny. Chyba muszę sobie sama nakopać w dupę. Zaczynam przeginać, zdecydowanie przeginać.
Zapisałam się na zajęcia poledance. Zastanawiam się też nad powrotem do klubu...trener mnie zachęcał, więc zielone światło mam. Tylko, kurcze...sama nie wiem...Wczoraj założyłam moją karategę i nie powiem tęsknota w serduchu się obudziła i do tego te odkopane legitymacje, certyfikaty, dyplomy...ja piep**e, jak dziecko wręcz.
haszka.ostrova
7 września 2012, 11:15pole dance, super!!! <br> z doświadczenia wiem, że im więcej sobie człowiek weźmie na głowę, tym lepiej sobie organizacyjnie z tym radzi, więc tylko trzymam kciuki by się udało Ci ogarnąć wszystko przed sesją wiosenną :)))