Siedem dni, a właściwie już sześć (bo dzisiejszy zestaw wykonałam rankiem) pozostało do ukończenia pełnego cyklu A6W. Jeszcze nie mogę na "kwejkowskie" stwierdzenie:
odpowiedzieć, że nie jest to legenda, ale i tak fajnie dotrzeć tak daleko pomimo, że ćwiczenia te nie należą do zbyt żywiołowych i pobudzających, ba raczej są...w sumie już pisałam jakie ;)
Zrobiłam sobie dzisiaj koktajl z: banana (sztuk jedna), dwóch nektarynek i takiej samej ilości brzoskwiń na kefirze bez dodatku cukru (słodycz owoców niwelowała potrzebę dodawania cukrów prostych). Obiad wysokokaloryczny, czyli placki smażone z sosem meksykańskim i kefirem. Toż to zbrodnia w biały dzień...a jutro grill...uuu.
Dzisiejsza aktywność:
- trening Vitalii - 101 minut,
- 8 minut ABS level 3 (od wczoraj i w końcu czuję znowu, że moje mięśnie pracują ;)),
- dzień 35 A6W,
- 90 minut ćwiczeń mięśni ramion, nóg, brzucha i pleców.
Dzisiaj zrezygnowałam z MelB. Jutro pewnikiem do niej wrócę, a może i nie...zobaczymy ;)
AleksandraK1994
2 września 2012, 11:56Jest to możliwe, ja przynajmniej skończyłam bo bylam bardzo zdeterminowana ;-) ale końcowe dni to naprawdę jest męczarnia..;( ale było warto ;-)
marwinn
14 sierpnia 2012, 19:52Ja znam osobiscie osobe ktora skonczyla a6w :) sama doszlam do 17 dnia moj chlopak do konca
MademoiselleCatherina
21 lipca 2012, 19:53wow podziwiam:-) a jak efekty? mi niestety udało się dojść najdalej do 14 dnia...także gratuluję już teraz;)