Do pełni szczęścia (zadowolenia) brakuje mi jednego, czyli zobaczenia...piątki na przodzie, ale na to jeszcze długo przyjdzie mi czekać. Pocieszające (oraz dające nadzieję) jest jednak to, iż pomimo napadów obżarstwa moja waga spadła...pewniakiem codzienna aktywność oraz budowanie tkanki mięśniowej ma na to wpływ...a to mobilizuje do trzymania obranego kierunku działań.
Słoneczko zachęca do spaceru, więc (jak tylko obejrzę... "Brzydulę") to wynurzę się ze swej norki i po brykam po wrocławskich parkach i ulicach ;) Urlop trwa i jakoś trza sobie zorganizować ten czas...piątek będzie dniem spotkań towarzyskich, sobota też - czyli nudzić to ja się nie będę ;)
Podsumowanie aktywności f, znaczy się fizycznej:
- a6w - dzień 34,
- ponad godzinna gimnastyka na wszystkie partie ciała (nie li tylko brzuch...co by reszta ciała nie poczuła się odrzucona i zaniedbana ;)).
Catherine92
15 września 2011, 19:47Jak ja Ci zazdroszczę, że już tak przywykłaś do ćwiczeń. Mi wciąż brakuje takiego porzadnego kopa,który miała na początku. Twoja praca musi być naprawdę ciekawa :) Pozdrawiam :*
rob35
15 września 2011, 14:03już chyba w życiu nie zobaczę piątki z przodu na wadze :P Tak, tak - lepiej wyleźć z chałupy na słoneczko niż gnuśnieć przed kompem. Idę z tobą!