to był jeden z tych dni, których się bardzo obawiałam. Prawie 10h w samochodzie, ok 800km. Kilkadziesiąt mijanych stacji benzynowych, na których "wzywały" mnie ulubione hot-dogi. Kilka Macow.... Z kuponami? Żal nie skorzystać! Chcąc zatankować widzę przydrożny bar, a na jego banerze piękna goloneczka..... Do tej pory były to standardowe punkty moich pracowych wyjazdów.
Tak trudno było sobie wczoraj z tym poradzić. Na stacji, jak głupia 3 razy wchodziłam i wychodziłam. Nie muszę chyba wspominać jak patrzyła na mnie obsługa ;-)
Efekt jest taki, że się nie złamałam. Natomiast cała sytuacja, dała mi wiele do myślenia. Jak słaba jestem. I jak do tej pory pozwalalam, żeby rządziło mną jedzenie. To jest straszne!!!!
Koniec z tym. Znalazłam teraz kolejny argument przemawiajacy za!
W kwestii ćwiczeń,nie zrobiłam zupełnie nic. Jak wróciłam, to resztką sił się wykąpałam i padłam. Ale nie mam wyrzutów. W całym tyg musi być jeden dzień bez ćwiczeń i u mnie ten dzień był właśnie wczoraj ;-)
Z jedzeniem sprawa wyglądała tak:
Pozdrawiam Was dziewczynki i mam nadzieję że u Was dzień bez tak wielu pokus ;-)
gosik722
27 lutego 2016, 16:42skąd ja to znam ciężko jest zwłaszcza bez słodyczy dla mnie każdy dzień to walka,wiem co czujesz,ale nie dajmy żeby żarcie nami rządziło,uwierz w swoje możliwości na pewno nie wszystkie odkryłyśmy:)
Em@ila
29 lutego 2016, 12:01Dokładnie tak! Nie będzie mną jakiś schaboszczak rządził :P
maldom
27 lutego 2016, 10:49Super, że dałaś radę, to prawda pokusy czyhają wszędzie, ale najważniejsze to nie dać się im :) wytrwałości w dążeniu do celu :)
Em@ila
29 lutego 2016, 12:01Dziękuję Ci bardzo i również wytrwałości życzę :)