Takie jest życie - c'est la vie.
Słabo trochę dziś zagrałam.
Słabo trochę dziś zagrałam.
Wstałam o 6 lub 7, zjadłam owsiankę. Zrobiłam godzinkę callaneticsu, bo bolą mnie łydki i pora na lekki odpoczynek od skakanki. O 9 już byłam głodna, wiec ok 9:30 zjadłam dwie kromki z masłem, szynką, ogórkiem i ketchupem. O 12 znów byłam głodna (i załamana tym faktem nieco), zjadłam jakieś półtorej chochelki rosołu, marchew, pietruszkę, trochę selera. Nie lubię makaronu z płynem. Drugie danie zjadłam na dużym talerzu, chyba 3-4 ziemniaki, pół kotleta z piersi kurczaka, oczywiście opanierowany i utłusczony na patelni. Pulpeta z sosem, który był oczywiście przysmażany, a sos wykonany głównie z masła i śmietany. No ale pyszny, uwielbiam. I jeszcze grzybki, też przesiąknięte tłuszczem. Troche mnie to przybiło, nawet nie poszłam na spacer... tylko na lody. Zjadłam rożka i gałkę lodów o smaku malagi. A poza tym: ok. 1/8 batona Nesquik (po tym gryzie doszłam do wniosku, że nie warto...), gryza ciasta ucieranego z jagodami, ciastko owsiane całe, małą miseczkę groszku zielonego z puszki. kawę Inkę. z mlekiem. kawę normalną. plasterek sera żółtego. jabłko.plasterek sera. przykro, było minęło... aha, jeszcze dwie prażynki bekonowe.