wszystko szlo w miare ok do dzisiaj- w nocy obudzilam sie i zjadlam czekolade + troche cukierkow. Szczerze? to nawet nie pamietam jak to robilam... to jest to wlasnie o czym pisalam wam wczesniej. Moje nocne ataki.... Zawsze mnie to załamywało i w konsekwencji doprowadzalo do konca diety- jak? a tak ze z reguly z powodu wyrzutow sumienia nastepnego dnia fundowalam sobie cos a la glodowke. potem moj organizm sie buntował i oczywiscie konczylo sie jak zwykle- jojo. Dlatego dzisiaj rano wstałam i pomyslałam "walcze dalej". poszlam pobiegac " na czczo" i uwaga : JEM DZISIAJ NORMALNIE ( w sensie zgodnie z moja dieta) ale za kare ide jeszcze raz dzisiaj biegać. koniec z głupimi głodówkami.
KONIEC.
lenaaa88
14 lutego 2015, 15:34Najważniejsze że postąpiłaś tym razem inaczej ;)
Veggi
14 lutego 2015, 11:26Moim zdaniem nocne obżarstwa nie do opanowania to problemu już psychiczny. Może rachunek sumienia? Psycholog też jest spoko opcją, sama chodziłam z powodu zajadania wszelkich złych rzeczy w moim życiu. Dużo mi to pomogło.
elfarran
14 lutego 2015, 14:18Ech.. Chyba masz racje.. Bez pomocy psychologa chyba jednal nie da rady ;(