Hej!
Dawno mnie tu nie było. Trochę się działo i w pracy i w życiu, jakoś nie miałam czasu żeby coś naskrobać. Jeśli chodzi o dietę, to cały tydzień byłam grzeczna! Oprócz niedzieli, ale zaraz do tego dojdę... ;)
Ogólnie to po dwóch tygodniach diety postanowiłam odstawić liczenie kalorii. Mniej więcej znam wielkości porcji, które powinnam jeść, będę ważyła tylko jakieś "wątpliwe" dla mnie produkty. Raz na jakiś czas się oczywiście skontroluję, ale póki waga będzie spadała/obwody będą leciały, wszystko powinno być ok.
Całkiem aktywny tydzień miałam. Codziennie wieczorkiem znajdowałam czas na ćwiczenia i yogę. Niestety nie było pogody na rower, ale dzisiaj patrzę, że chyba ładnie się zapowiada.
A teraz ta nieszczęsna niedziela. A wszystko przez to, że w sobotę zostałam namówiona na "drinka". No niestety, ale na diecie moja tolerancja alkoholowa wynosi mniej niż zero. Po trzech drinkach w niedzielę rano miałam takiego kaca, że to jest porażka. A na 10 musiałam być na próbie mojego zespołu. Ogólnie to ja mam bardzo dziwne kace, większość ludzi musi uważać z jedzeniem, a ja wręcz przeciwnie, tylko bym jadła. Przed wyjazdem zjadłam duży jogurt naturalny, kawałek ciasta z truskawkami i banana. Później kupiłam sobie loda (którego połowę wywaliłam, bo mnie zasłodził), mus jabłkowo-truskawkowy, sok pomarańczowy, zielonego "kubusia" i kefir. Na próbie się ze mnie śmiali, że cały sklep wykupiłam. Wracając kupiłam sobie drugiego loda. Później jeszcze zeżarłam kinder bueno i kanapkę z subwaya. A, i jeszcze wypiłam dwa piwa. Masakra :D Ale nie ma co się przejmować, dzisiaj znowu dieta i grzecznie. No i postanowienie - nie tykać alkoholu, bo znowu mi się włączy odkurzacz.
Pozdrawiam! :)
Walcze-O-Lepsza-Siebie
23 maja 2016, 23:00U mnie jak jest piwo to i czipsy