Hej!
Dzisiaj rano na wadze 69,7kg :) Także tak jak myślałam - poświąteczny (i poimprezowy) przyrost wagi nie był niczym innym tylko wodą. A ta bardzo szybko ucieka na mojej diecie. ;) Teraz czekam na dalszy spadek tłuszczyku. Może to i trochę lepsze podejście niż zrzucenie całego balastu na raz? Może takie dawanie sobie czasu na utrzymanie wagi będzie bardziej skuteczne z perspektywy czasu? No zobaczymy. Na razie jest ok, chociaż przed chwilą chwyciła mnie niezła ochota na słodycze. Ale nie. Chwila przyjemności, a później bym żałowała.
W czwartek zjadłam 1079 kcal. Śniadanie: jajecznica z masłem i szczypiorkiem + pomidor, Obiad: serek wiejski, Kolacja: kurczak z warzywami po włosku. Woda: jakieś 4,5 litra.
No i dwie godzinki rowerem. :)
Piątek - 1186 kcal. Śniadanie: twarożek, Obiad: serek wiejski, Kolacja: sałatka ze szpinaku, ogórka, pomidora, jajka na twardo i mięsa mielonego z indyka z jogurtem greckim. Pycha! I oczywiście 4 litry wody.
Aktywność fizyczna - zero ;( ale dzisiaj nadrobię.
Generalnie to może tylko myślenie życzeniowe, ale wydaje mi się, że teraz wyglądam lepiej niż kiedy odchudzałam się za pierwszym razem przy tej wadze. Myślałam, że to może dzięki ćwiczeniom, bo w zimie dwa miesiące chodziłam na siłownię, ale w sumie to wtedy też ćwiczyłam. Oj tam, nie będę narzekać. ;)
Pozdrawiam! :)
Walcze-O-Lepsza-Siebie
15 maja 2016, 13:47Za mało kcal zjadasz, dasz sobie wycisk jak będziesz tak jadła. Nie bierz przykładu ze mnie, popsujesz sobie zdrowie. Buziaki :*
dzastice
16 maja 2016, 09:33Staram się jeść około 1300kcal, ale ciężko na tej diecie wepchać coś więcej. W 2014 miałam na liczniku 93kg i w siedem miesięcy zeszłam do 62kg, utrzymałam wagę przez rok, a później niestety przyszła praca w biurze... Kontrolowałam się u lekarza i wszystko było w porządku, a nawet lepiej niż w porządku :) Niestety siedzący tryb życia wymaga dość dużych cięć w strefie kalorycznej.