Aaaaa zaliczyłam swój pierwszy egzamin na 4+!!!!!! Jestem taka szczęśliwa! Radość jest tym większa, że był to egzamin u profesora zwanego "kosą", który większość studentów zwyczajnie oblewa.
Tak poza tym to pogoda chyba źle na mnie wpływa, załapuję straszną załamkę gdy za oknem jest zimno i ciągle pada.:( Chciałabym być taką wieczną optymistką i przestać w końcu pocieszać się jedzeniem!!! Chociaż powiem wam szczerze nikt z ludzi z mojego otoczenia nawet nie dostrzega, że mam jakiś problem. Wśród znajomych nieustannie się śmieje, wygłupiam, bez przerwy gadam i można powiedzieć że jestem taką duszą towarzystwa. Mówię to oczywiście o moich ZNAJOMYCH. Zupełnie inną sprawą jest to jak zachowuję się przy ludziach, których dopiero co poznałam. Lecz gdy przychodzę do domu zrzucam maskę wiecznie wyluzowanej i się zadręczam. To fakt nie akceptuję siebie. Nie potrafię po prostu. Nie lubię swojego ciała, swojej twarzy, ogólnie całego wyglądu. Zmieniłabym totalnie wszystko. Czasem mam dzień gdy myślę, że wyglądam całkiem okey, że może nie jest aż tak źle ze mną, ale takie dni można policzyć na palcach jednej ręki. Nieustannie się porównuję do innych, haha tak szczerze to chyba częściej patrzę na dziewczyny niż na facetów. Zazdroszczę tym ładnych, chudym dziewczyną, które mogą mieć każdego. Potrafię w innych dziewczynach znaleźć coś ładnego ale w sobie nie.To 21 w i nie oszukujmy się wygląd jest ważny.
Komplementy? Czasem je słyszę, nie powiem, że nie. Lecz nie biorę ich na poważnie. Mama mi mówi, że przesadzam jestem ładną, zgrabną dziewczyną. Ale która matka tak nie mówi swojej córce?!
Nie pomyślcie, że jestem próżna i liczy się dla mnie wygląd, ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ze ważniejsze jest to co ma się w głowie i w sercu. Jednak, akceptacja samej siebie to podstawa. I ten brak akceptacji jest podłożem mojej choroby. Ja nie będę nigdy zadowolona z życia, nie będę tak naprawdę szczęśliwa, nie WYLECZĘ się jeżeli siebie nie zaakceptuje i pokocham. Nie ma szans.
Pocieszanie się jedzeniem- smutne to, ale prawdziwe. Lubię aktywność fizyczną, kocham sport, ale zwyczajnie łatwiej jest się nażreć niż męczyć. Czekolada poprawia humor ojjj tak, ale wyrzuty sumienia dręczą mnie cały dzień. I wiecie jakie jest moje wytłumaczenie, zwykle gdy się objem?- "I tak jestem beznadziejna, to, że schudnę nie sprawi, ze będę nagle się wszystkim podobała, po co mam się męczyć dietą i rozczarować" Taaa i lepiej się najeść do bólu brzucha..
Mam obsesję na punkcie diety wagi, moje życie to stałe odchudzanie się po czym rzucanie się na jedzenie, efekt jojo i znowu dieta i tak w kóóóółko. Nieustannie. Jestem już tym zmęczona. Czasem mam zwyczajnie dość. No bo ile można? Czy nie mogę po prostu schudnąć i trzymać stałą wagę? Jeżeli tego nie zmienię to moje ciało w końcu będzie miało same rozstępy i cellulit. NARAZIE jest jeszcze jędrne. Gdy to wszystko piszę mam łzy w oczach, to straszne, że własne życie wymyka mi się spod kontroli i nie umiem sobie z nim poradzić. To wszystko jest jak koszmar, wolałabym się obudzić. Kurde rozczulam się strasznie nad sobą, a przydałby mi się porządny kop w 4 litery!!!
Ciuchy to też inna historia. Przyznaje często kupuję trochę za małe bo zawsze mam wrażenie, że tym razem uda mi się schudnąć i się w to zmieszczę. Efekt? Sterta za małych ubrań, z metką. Niektóre sprzed miesiąca, niektóre sprzed roku. Zakupy poprawiają mi humor i nie ukrywam lubię modę, interesuję się tym, śledzę różne blogi domowe, czytam magazyny. Jednak nie ubieram się tak jakbym chciała. Mam wizję co z czym fajnie połączyć, ale nie założę tego bo nie będzie to dobrze na mnie leżeć, dlatego zakładam te ubrania luźniejsze, ładne, ale ile można chodzić stale w tym samym. Od dawna marzy mi się obcisła sukienka, taaaka bardzo obcisła jednak nie wiem czy dane będzie mi ją kiedykolwiek założyć. To wymagałoby pracy, ogromnego nakładu pracy i wysiłku z mej strony. Jednak zawsze pojawiają się te gdzieś wyżej zacytowane myśli "(...)jesteś beznadziejna, po co.."
Wiecie co w tym wszystkim jest najgorsze? Mam 19 lat, a ja stale się zadręczam!!! Moje życie to dieta, dieta, dieta, koniec diety, jojo, dieta, dieta, dieta,koniec diety (...) Spędzam swą młodość w ciele z którego nie jestem zadowolona. Zbytnio przejmuje się opinią innych ludzi i mam chyba paranoje.
A może jednak warto się postarać, zacisnąć zęby i walczyć? Przecież nie mam nic do stracenia!
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Iwonusiaa
30 listopada 2012, 22:05,,NIE WAŻNE JAK CIĘ OCENIAJĄ I ILE CI SZANSY DAJĄ INNI, DĄŻ DO SWOJEGO CELU, NIE BACZĄC NA ICH ZDANIE. WKRÓTCE OKAŻE SIĘ, ŻE JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ ŻYCIA.,, Ja próbuję żyć według tego motta. Wiadomo, że jest ciężko ale trzeba iść do przodu!
Masakra1985
30 listopada 2012, 21:12Dokładnie jak u mnie..Kurcze tylko że ja się z Tym męczę 8lat dłużej..A przecież niektórzy mają dużo gorzej..