No i postanowiłam, że będę chodzić na siłownię rano. Wieczorem nie mam siły. I nie dam się przekonać, że mam, tylko muszę ją w sobie odkryć. Młody zasypia ok. 19:30, a ja 15 minut po nim zaliczam zgon na kanapie, nierzadko również od razu zasypiam.
Także jedyna szansa dla mnie to iść na siłownię rano. Tak też zrobiłam. 30 minut na bieżni, 15 na rowerze, następne 15 w saunie i człowiek wychodzi jak młody bóg.
Tak więc ten tydzień zaczynam -400 kcal na liczniku :) Ale idą święta, bilans zamknięcia raczej nie będzie łaskawy :D
angelisia69
21 grudnia 2015, 16:52ja tez wole cwiczyc z ranca,bo pozniej po calym dniu nie mialabym sily i szukalabym wymowek :P a tak to odbebnione pozniej mozna nie myslec o treningu.Gratuluje i powodzonka